Komentarz ,,Sportu”. Prowadzi nas na manowce!

Jeśli szukać kozła ofiarnego polskiej klęski na mistrzostwach Europy, to bardzo łatwo wskazać chłopca do bicia. Jest nim nie kto inny, jak selekcjoner Paulo Sousa.


Prezes PZPN Zbigniew Boniek mocno zaryzykował stawiając na początku roku na Portugalczyka i teraz zbieranym żniwo, jak się okazuje po pół roku, złej decyzji. Pierwsze ostrzeżenie przyszło w marcu w meczach eliminacji MŚ, gdzie w trzech meczach zdobyliśmy tylko 4 punkty. Przytrafiała się wtedy wygrana z Andorą, jedyna póki co za kadencji Sousy i zarazem jedyny mecz, w którym za czasów Portugalczyka nie straciliśmy gola. Teraz z kretesem przegrywamy na Euro, a w perspektywie mecze jesienią w eliminacjach mundialu. Jeśli Sousie, a to wynika ze słów decydentów polskiej piłki czyli prezesa Bońka i wiceprezesa Koźmińskiego, dalej pozwoli się na eksperymenty, to szybko będziemy pozbawieni złudzeń co do gry w przyszłorocznym mundialu…

Piękne słówka i mamienie otoczenia przez Sousę na niewiele się zdają. Trenera rozliczają wyniki, a on najzwyczajniej w świecie ich nie ma. W 8 meczach pod jego kierunkiem straciliśmy aż 14 bramek. To katastrofa! Chłop gada o nowoczesnej grze, o tym że obrońcy mają grać wysoko, ale zapomina o fundamencie, o tym że dom buduje się od dołu czyli od solidnych tyłów. Jak frajerzy w kolejnych meczach tracimy bramki i szanse na cokolwiek. Za kadencji Jerzego Brzęczka w 24 meczach było 20 straconych bramek, a jak wygląda to za Sousy, to widzimy…



Kończymy na ostatnim miejscu w grupie E z jednym punktem na koncie. Tym samym wyprzedzamy tylko słabiutkie na tym turnieju ekipy Turcji i Macedonii Północnej. Wstyd, to znacznie poniżej oczekiwań i możliwości tego zespołu. Co dalej? Na to pytanie muszą sobie teraz odpowiedzieć szefowie polskiej piłki. Z Sousą na ławce do przodu raczej nie pójdziemy. Szkoda czasu na jego eksperymenty.


Fot. Piotr Matusewicz / PressFocus