Komentarz „Sportu”. Pytania bez odpowiedzi

Ktoś niezorientowany w GieKSiarskich realiach zrobiłby zapewne wielkie oczy, zasiadając wczoraj w Willi Goldsteinów i widząc, jak szereg znamienitych postaci – prezesi lig, czy związków sportowych, wiceprezydenci miasta – przyjeżdżają do Katowic tylko po to, by powiedzieć oczywistą oczywistość, że sprzeciwiają się agresji w świecie sportu i podpisać pełną frazesów, pozbawioną konkretów symboliczną deklarację przygotowaną przez klub.


To oczywiste, że mieliśmy do czynienia z kolejnym odpryskiem bojkotu, konfliktu na linii kibice – prezes Marek Szczerbowski. Zestaw gości rzeczywiście mógł zrobić wrażenie, ale najważniejsze było to, że zabrakło przedstawiciela Stowarzyszenia Kibiców „SK1964”. Wedle tego, co usłyszałem, kibice zaproszenie otrzymali w czwartek, a o ostatecznym terminie konferencjiprasowej dowiedzieli się z… dziennikarskiego systemu accredito.com, za pośrednictwem którego kluby kontaktują się z przedstawicielami redakcji, czyli również tej kibicowskiej – gieksa.pl. Tak jak napisałem obok, nie była to z pewnością najbardziej elegancka forma zaproszenia, ale – z drugiej strony – chcący znajdzie sposób, a ten, kto nie chce – wymówkę. Kibice stracili doskonałą okazję, by przed kamerami i mikrofonami powiedzieć, co leży im na wątrobie.

Nie rozumiem i przyznaję to w kuluarowych rozmowach z kibicami, przedstawicielami miasta, innych mediów czy samego klubu, czemu „SK1964” nie chce dokonać symbolicznego odcięcia się od wydarzeń z kwietniowego meczu z Widzewem, który uchodzić może teraz za kość największej niezgody. Skoro to najważniejszy postawiony przez miasto warunek podjęcia rozmów z kibicami, mediowania w sprawie bojkotu, to czy naprawdę warto tak bardzo unosić się honorem? Co jest ważniejsze: własna duma czy GieKSa, na której meczach trybuny świecą pustkami, a taki widok musi boleć kibicowskie serce niezależnie od okoliczności?

Na bojkocie tracą kibice, bo odbierają sobie uczestnictwo w meczach, czyli to, co kochają najbardziej. Wizerunkowo traci też klub, traci miasto. Jedni mają drugich w garści – i vice versa, ale pytanie, kto może stracić bardziej. Dla samorządów nadeszły ciężkie czasy i można stawiać dolary przeciw orzechom, że ktoś w czasie debaty budżetowej pomyśli o użyciu „argumentum ad GieKSa”. No bo skoro kibice i tak nie chodzą na mecze, to po co dotować ją milionami? Po co stawać na rzęsach i rachować, czy koszty budowy nowego stadionu wzrosną o kilkanaście, czy może kilkadziesiąt procent, skoro może nie ma dla kogo budować?

Dlatego kiedyś – wkrótce – i tak trzeba będzie się dogadać. Choć trudno nie oprzeć się wrażeniu, że drugiej stronie też brakuje dobrej woli (vide forma zaproszenia na konferencję), to kibice rozgrywają bojkot tak, że szereg ich merytorycznych argumentów i zarzutów względem klubu schodzi na dalszy plan. Na koniec postronny obserwator i tak zada pytanie, czemu nie odcinają się od zadymy z Widzewem i dlaczego nie stawiają się na takiej konferencji, jak wczorajsza na Placu Wolności.


Fot. Łukasz Laskowski / PressFocus