Komentarz „Sportu”, Rok bez kradzieży

W głowie utkwiła mi zasłyszana przed laty ciekawostka, której dowiedli naukowcy – gdy drużyna traci gola, w głowach jej kibiców pojawiają się dokładnie takie odczucia, co w chwili, w której człowiek zdaje sobie sprawę, że został okradziony.


Skoro idziemy tym tokiem myślenia – to niebawem minie okrągły rok, odkąd żaden „złodziej” nie pojawił się na stadionie w Głogowie. Chrobry notuje absolutnie niezwykłą serię. Po raz ostatni dał sobie tam wbić bramkę 27 marca! Zgoda, z powodu instalacji podgrzewanej murawy zdarzyło mu się rozegrać kilka spotkań na bocznej płycie czy u sąsiadów w Polkowicach, ale defensywne osiągi zespołu z Dolnego Śląska są godne najwyższego uznania.

W obecnym sezonie w roli gospodarza stracił ledwie jednego gola, a spośród ostatnich 10 meczów, aż 9 zagrał na 0 z tyłu! Rafał Leszczyński nie wyciągał piłki z siatki od 630 minut. Nic więc dziwnego, że czołowa szóstka tabeli składa się dziś generalnie z drużyn, których widoku spodziewalibyśmy się w niej przed sezonem, a Chrobry jest tam jedynym „intruzem”.

Jego przykład to też piękny dowód na to, że cierpliwość popłaca. Może nie ma tam wielkich pieniędzy, pewnie też możliwości, nie ma wielkich gwiazd, ale nie brakuje zaufania do trenera. Od 2010 roku głogowianie mieli ich tylko trzech – Ireneusza Mamrota, Grzegorza Nicińskiego i Ivana Djurdjevicia, który przed laty został rzucony na zbyt głęboką wodę w Lechu Poznań, ale na niższym szczeblu udowadnia, że pływać jak najbardziej potrafi. Czy dopłynie z Chrobrym do ekstraklasy? Trudno to sobie wyobrazić, ale przecież z marzeń go nie okradniemy!


Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus