Komentarz „Sportu”. Wiedzą jak to robić

To był jeden z najlepszych piłkarskich meczów, które miałem możliwość zobaczenia i zrelacjonowania na żywo.


W czwartek 21 czerwca 2018 roku udałem się w daleką podróż autobusową z Moskwy do Niżnego Nowogrodu, gdzie wieczorem w tym mieście, w drugim grupowym meczu na pięknym Stadionie Striełka, gdzie rzeka Oka wpada do rozległej na kilometry Wołgi, mierzyły się reprezentacje Chorwacji i Argentyny. Ci drudzy byli w miarę pewni swego, jak i teraz przed starciem na Lusial Iconic Stadium w katarskim Doha. Jeżeli masz w składzie kogoś takiego, jak Lionel Messi, to nikt nie jest ci straszny. W autobusie większość stanowili wtedy kibice „Albiceleste”. Na stadionie tak samo, stworzyli taką atmosferę, że coś niebywałego. Jeszcze goręcej będzie pewnie i we wtorek, bo też stawka pojedynku jest o niebo większa niż wtedy, a i w Katarze kibiców z Argentyny są dziesiątki tysięcy. W Rosji było to starcie o punkty w grupie, teraz o finał mistrzostw świata.

Wtedy w Niżnym Nowogrodzie Chorwaci zmietli rywala z Ameryki Południowej z boiska. Zagrali szczególnie w drugiej połowie porywające spotkanie zdobywając trzy gole i nie tracąc żadnego. Po meczu chętnie rozmawiali wtedy z dziennikarzami. Udało mi się wtedy zadać jedno pytanie podporze defensywy „Vatreni” wtedy i teraz, Dejanowi Lovrenovi. Na pytanie czy są w stanie przebić wynik z 1998 roku, kiedy byli na świecie na trzecim miejscu odpowiedział, że tak, bo zespół był jego zdaniem w Rosji mocniejszy niż na mundialu we Francji przed 20 laty. Jak się okazało miał rację, bo przecież zespół Zlatko Dalicia awansował do finału, gdzie przegrał po kolejnym porywającym meczu na tamtych mistrzostwach z Francją.

Teraz? Chorwaci nie grają może takiej dobrej i przyjemnej dla oka piłki jak cztery lata temu, ale są skuteczni do bólu i w decydujących momentach nie zawodzą. Szczęście, to też coś co jest po ich stronie i nie myślę tyko o wygranych karnych z Japonią i Brazylią. Byłem na ostatnim grupowym meczu „Vatreni” z Belgią w grupie F na Ahmad bin Ali Stadium w Al-Rayyan. Gdyby strzał Romelu Lukaku, był o dwa centymetry precyzyjniejszy, to piłka nie odbiłaby się od wewnętrznej części słupka i nie wyszła w pole. Potem jeszcze świetny napastnik zmarnował sytuacji, chyba sam nie wie jak, kiedy piłka, stojąc przed pustą bramką odbiła mu się od brzucha i wylądowała w rękach Dominika Livakovicia, który w tamtym meczu, choć nie puścił bramki, wcale nie bronił jakoś pewnie. Teraz? Jest jednym z bohaterów XXII MŚ i mając na koncie już cztery obronione karne! Jak będzie dzisiaj pokaże boisko. De facto wszystko może się zdarzyć.

Drugi półfinał za kilkadziesiąt godzin i też będzie ciekawie. Może nawet ciekawiej patrząc na wszystkie zaszłości historyczne pomiędzy Francją, a Marokiem. W kraju północnej Afryki trwa wielka feta związana z historycznym awansem do czołowej czwórki, ale znając i patrząc na poczynania „Lwów Atlasu”, to na pewno – mimo że zdecydowanym faworytem są „Trójkolorowi” – tanio skóry nie sprzedadzą i będą chcieli pójść za ciosem w turnieju, w którym okazali się już przecież największą rewelacją.


Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus