Komentarz „Sportu”. Zrobieni w trąbę

Tym razem beniaminkowi nie sprostał spadkowicz z ekstraklasy, Bruk-Bet Termalica Nieciecza, w której pewnie jeden tylko Jacek Kiełb (na zdjęciu z prawej) – 252 minuty w tym sezonie – zarabia tyle, co pięciu chłopaków z Jastrzębia razem wziętych. Jako że po pożegnaniu z elitą w Niecieczy zachowano trenera, budżet i kadrę, sam wieszczyłem, nie będąc w tej opinii odosobniony, że czeka nas pierwszoligowy rok pod hasłem „Słoń na trąbie solo rąbie”.

Faworyt zawodzi jednak do tego stopnia, że to raczej on robi wszystkich w trąbę – a szczególnie swoich kibiców – zadomawiając się w strefie spadkowej. 25 goli, jakie padły w meczach z udziałem Bruk-Betu (najlepsza średnia w stawce), to marne pocieszenie, dlatego nie dziwi, że na konferencji prasowej po porażce w Jastrzębiu trener Jacek Zieliński sprawiał wrażenie pogodzonego z losem.

„To, co wydarzyło się po 65 minucie, to zagadka XXI wieku. Liczę się z tym, że po niedzieli może być różnie” – rzekł tylko.

Na przeciwnym biegunie tabeli – Sandecja, czyli drugi ze spadkowiczów, którego niejedna osoba widziała jako kandydata do stanięcia w szeregu z Łęczną, Bełchatowem czy Chorzowem, a więc klubami, które po rozstaniu z ekstraklasą również przez jej zaplecze przelatywały niczym przez sito. A tu proszę. (Nie)oczekiwana zamiana ról…