Komorski: Musimy być czujni na każdym kroku

Jak wspomina pan ubiegłoroczny debiut we mistrzostwach świata w Budapeszcie?

Filip KOMORSKI: – Przed wyjazdem cieszyłem się z nominacji, bo przecież spełniało się jedno z moich marzeń. A tymczasem przeżyłem rozczarowanie, bo przecież odnieśliśmy tylko jedno zwycięstwo musieliśmy się opuścić Dywizję IA. Wygraliśmy jedno spotkanie, zaś główny kandydat do spadku, przynajmniej w teorii, Wielka Brytania awansowała do elity. Podczas tego turnieju mnie cały czas towarzyszyła „gorącą” głowa i na pewno tych występów nie zaliczę do udanych. Zresztą, jako zespół prezentowaliśmy mizernie i daleko nam było do optymalnej formy.

Czy można porównać zajęcia trenera Teda Nolana z jego następcą Tomaszem Valtonenem?

Filip KOMORSKI: – Chyba nawet nie próbuję tego zrobić. Trener Nolan wiele uwagi poświęcał indywidualnym akcjom poszczególnych zawodników. Może tym sposobem liczył, że jeden czy dwóch zawodników rozstrzygnie mecz. A tak się nie stało. Gdy zaczęliśmy dołować to i atmosfera, co było zrozumiałem, się pogorszyła. A teraz jest zupełnie inaczej, bo trener Valtonen dba o każdy detal i stworzył zespół. Każdy ma rozpisaną rolę i gramy odpowiednie ułożone schematy zarówno w komplecie, w przewadze czy osłabieniu.

Komorski: Radość podwójna

Podczas zgrupowania w Toruniu była dobra atmosfera, która nam towarzyszy również w Tallinie. Młodzież Mateusz Gościński, Jakub Michałowski czy Paweł Zygmunt mocno naciskała nieco starszych kadrowiczów i była spora rywalizacja. Dwaj ostatni ostatecznie nie znaleźli się w składzie, ale już są w kręgu zainteresowania trenerów i niebawem mogą znaleźć się już w reprezentacji na stałe. Debiut ma za sobą i, mam nadzieję, że tym razem zachowam „chłodną” głowę i po turnieju będę zadowolony nie tylko z mojego występu, ale również drużyny.

Czego możemy oczekiwać po tych mistrzostwach?

Filip KOMORSKI: – Oczywiście, chcemy odzyskać miejsce w wyższej dywizji i z taką myślą przyjechaliśmy do Tallina. Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania, ale musimy być czujni na każdym kroku. Od początku do końca powinniśmy być skoncentrowaniu na tym co mamy do wykonania. Skrzętnie realizować to co nam nakreślili trenerzy i wówczas będą tego efekty. Nie możemy podejść do rywali ani z bojaźnią ani z lekceważeniem. Owszem, graliśmy kilka lat Dywizji IA, ale to nic znaczy, bo liczy się tu i teraz.

Zapowiadają się trudne mecze nie tylko z Ukrainą czy Japonią. Trzeba uważać i tutaj widzę uśmieszek na twarzy wielu kibiców na Rumunów, którzy notują z roku na rok progres. Estończycy, jako gospodarze turnieju, też mają swoje ambicje. Od początku trzeba grać na 100 procent, a może i więcej swoich możliwości. Sezon ligowy miałem udany i chciałbym również go udanie zakończyć w reprezentacji. O urlopie nie myślę tylko o robocie jaka mnie czeka w ciągu najbliższego tygodnia.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ