Komorski: Radość podwójna

Z pucharem w ręku wykonał pan wymowny gest, prawda?
Filip KOMORSKI: – Czekałem na tę okazję. Tak się szczęśliwie złożyło, że mogłem się cieszyć z mistrzostwa i jednocześnie zakomunikować o powiększeniu mojej rodziny. To dla mojej żony i mnie szczególny moment. Na razie nie wiemy, czy będzie hokeista czy też… księżniczka.

Jakie są tajemnice pańskiej wysokiej formy?
Filip KOMORSKI: – Liczy się dobro drużyny. Każdy z nas dawał z siebie wszystko, by osiągnąć sukces. Staram się co roku stawiać sobie większe wymagania. Najpierw chciałem zadebiutować w ekstralidze, w kolejnych latach wystąpić w jednej z czołowych drużyn, potem grać w reprezentacji, a teraz chciałbym spróbować w zagranicznym klubie. Najważniejsze, że drużyna zdobyła złoto.

W tegorocznym play offie miał pan chwilę zwątpienia?
Filip KOMORSKI: – Rozegraliśmy 20 meczów, nie licząc dogrywek, w których przeżywaliśmy momenty grozy. Gdyby Krzysiek Zapała wykorzystał karnego, bylibyśmy poza finałem. Odczuwaliśmy zmęczenie fizyczne, ale było je łatwiej znieść niż psychiczne. Gdy przegrywaliśmy z Gdańskiem 2-3, wyzwano nas od nieudaczników. A jednak wstaliśmy z kolana. Historia się powtórzyła z Podhalem, bo znów potrafiliśmy odwrócić losy rywalizacji. Dowiedliśmy, że charakterem można wiele zwojować.

Najtrudniejsze mecze w tym play offie?
Filip KOMORSKI: – Spotkania nr 5 z Gdańskiem i Nowy Targiem przegrywaliśmy na własnej tafli. Po przegranej z Podhalem w szatni panowała grobowa cisza, nikt nie śmiał spojrzeć w oczy kolegom. Szybko uciekaliśmy do swoich mieszkań. Minęła noc i rano na treningu zaczęliśmy od nowa powtarzać schematy, które wcześniej były zaplanowane. Najtrudniejsze były mecze nr 6 w każdej serii, bo trzeba było wygrać, by nie odpaść, zaś z Cracovią zdobyć mistrzostwo. No i się udało.

Jaka czeka pana przyszłość?
Filip KOMORSKI: – Od środy zgrupowanie kadry w Toruniu i, mam nadzieję, gra w MŚ w Tallinie. Z GKS-em Tychy mam jeszcze rok kontraktu. Są jakieś zapytania o moją osobę, ale niewiele konkretów, ale o ważnej umowie w Tychach zapominać nie mam zamiaru!