Kontrowersja kolejki – brutal i klakier

Zaczęło się od nieobecności kibiców legijnych na stadionie, skończyło – na boiskowych porachunkach. Ich kwintesencją była sytuacja z 83 minuty, która – w dobie serwisów społecznościowych – zaczęła niejako „żyć własnym życiem”. Tymczasem jedynym bezsprzecznym faktem jest to, że Roman Bezjak w 83 minucie sfaulował Michała Pazdana. Ostro, choć – na szczęście dla samego zawodnika z Łazienkowskiej, dla Legii i dla reprezentacji Polski – bez większych konsekwencji zdrowotnych. Tomasz Musiał ukarał Słoweńca za to zagranie żółtą kartką, choć i w przypadku użycia czerwonej – pewnie bez problemów uzasadniłby i obroniłby swoją decyzję.

Telewizyjne kamery są jednak z jednej strony bezwzględne, z drugiej – pozostawiają spore pole do interpretacji. W niedzielę wyłapały, że po faulu piłkarz „Jagi” pochylił się nad zwijającym się z bólu rywalem i… No właśnie: wielu obserwatorów natychmiast zasugerowało, że legionista został dodatkowo opluty. Inni – że białostoczanin „potraktował” swego przeciwnika „wiązanką”. Każde z tych zachowań – pomijając już jego niesportowy charakter – byłoby wystarczającym powodem, by jego autora z boiska usunąć. Ale… „Roman nie opluł Pazdka. Sędzia techniczny stał 2 metry od tego zdarzenia. Zauważyłby oplucie” – napisał na Twitterze Arkadiusz Szczęsny, kierownik białostockiej drużyny. I wyjaśnił zachowanie Słoweńca: „W emocjach krzyknął „Nič”…

I to wyjaśnienie zapewne bliskie jest prawdy. W przeciwnym wypadku obaj panowie pewnie nie rozmawialiby spokojnie po końcowym gwizdku, i nie zakończyli owej rozmowy „przybiciem piątki” – a jest na to dowód wideo. Również meczowy protokół nie zawiera żadnych dodatkowych informacji, poza opisem samego faulu. Nie ma więc przesłanek, by Komisja Ligi zajmowała się tematem. Nieprzepisowe zagranie zostało przez arbitra ocenione (na żółtą kartkę), nie istnieje też inna przesłanka, pozwalająca organowi dyscyplinarnemu na rozpatrywanie zapisu wideo.

Swoją drogą – wracając do tematu kamer – czasami warto zerknąć na „bohaterów drugiego planu”. W tej sytuacji okazał się nim Arvydas Novikovas, który parę minut wcześniej opuścił boisko i zasiadł na ławce rezerwowych. Całe zajście miało miejsce tuż przy niej, więc obiektyw wyłapał Litwina, oklaskującego kolegę i krzyczącego (co można odczytać z ruchu warg) „Brawo”. I właśnie zachowanie „klakiera” było chyba najmniej sportowym elementem całego zajścia…