Kontrowersja kolejki. Nerwowo na szczycie

Wszystkie kluby walczące o mistrza Polski zgubiły w miniony weekend punkty. Choć nie jest to oczywiście żadne usprawiedliwienie, to udział w tym mieli niestety sędziowie.


Zaczęło się już w piątek w Szczecinie. Choć Wisła Płock pod wodzą Pavola Stano zaczyna być inną drużyną niż w poprzednich miesiącach, to nadal jest to zespół z wyraźną dysproporcją między grą u siebie, a w delegacji, z niekorzyścią dla wyjazdów. Wydawało się więc, że Pogoń poradzi sobie na swoim terenie z „nafciarzami”, ale jednak doznała sensacyjnej porażki – choć prowadziła 1:0.

Rażący błąd

Można rzecz jasna powiedzieć, że wystarczyło strzelić drugiego i trzeciego gola, by nie narażać się na sędziowskie stresy w końcówce. Życie napisało jednak taki scenariusz, że „portowcy” mogą czuć się skrzywdzeni. W doliczonym czasie drugiej połowy, gdy Wisła prowadziła 2:1, w zamieszaniu w polu karnym płocczan piłka trafiła w rękę Duszana Lagatora, a gwizdek milczał. Sędzia Piotr Lasyk czekał na informację od VAR-u, ale koniec końców nie zmienił decyzji, nie obejrzał też powtórki. Arbitrzy z wozu albo uznali, że ręka obrońcy była ułożona w sposób naturalny, albo że nie ma stuprocentowej pewności co do pomyłki sędziego głównego, a tylko wtedy VAR może interweniować.

– Piłkarz Wisły z tak ułożonymi rękoma podjął ryzyko i niestety dla niego futbolówka trafiła go w rękę. Co ważne, odstawała ona od jego ciała i moim zdaniem nie była naturalnie ułożona – tłumaczył ekspert sędziowski Interii Łukasz Rogowski, jasno podkreślając, że jego zdaniem arbitrzy popełnili rażący błąd. Rzecz jasna karny to jeszcze nie gol, ale prawdopodobieństwo zachowania statusu quo w czubie tabeli byłoby wtedy ogromne. Tak się jednak nie stało.

Runjaić nie rozumie

– Moim zdaniem tam powinien być rzut karny, ale to tylko moje osobiste spostrzeżenie. Nie chcę absolutnie krytykować sędziów. Z moich informacji wynika, że sędzia główny otrzymał z wozu VAR informację, aby obejrzeć tę sytuację, ale tego nie zrobił. Jeśli tak rzeczywiście było, to jest to dla mnie absolutnie niezrozumiałe. W ostatnim czasie były takie sytuacje sędziowskie, które mi się nie do końca podobały – mówił po meczu trener Pogoni Kosta Runjaić, a podobne zdanie miał jego zawodnik, Luis Mata.

– W mojej opinii to zdecydowanie powinien być rzut karny – podkreślił.

Równie niezadowolony może być Lech, który tylko zremisował z Legią. Nie chodzi już nawet o to, że atakującemu „Kolejorzowi” sędzia Damian Sylwestrzak skrócił mecz – bo choć doliczył w drugiej połowie 4 minuty, realnie grano co najwyżej połowę tego czasu. Jak i w przypadku Pogoni, tak i Lech w samej końcówce powinien otrzymać rzut karny.

Zabrakło zimnej krwi

O ile w Szczecinie ktoś mógł mieć lekkie wątpliwości, o tyle w Poznaniu nie było żadnych. Joel Perreira oddał uderzenie, które stojący kilka metrów dalej Lindsay Rose zablokował nienaturalnie ułożoną ręką, wykonując jeszcze wyraźny ruch w stronę lecącej futbolówki. Nie było jednak ani gwizdka, ani korekty ewidentnie błędnej decyzji…

– Arbiter wyjaśnił mi, że sam tego nie widział, ale z wozu VAR dostał informację, że to czysta sytuacja i ręki nie było. Ja po powtórkach mam wątpliwości, ale tego nie zmienimy – mówił trener Lecha Maciej Skorża.

Co ciekawe, w programie „Liga+ Extra” pojawił się przewodniczący Kolegium Sędziowskiego PZPN Tomasz Mikulski, by wyjaśnić kontrowersje z tych dwóch meczów.

– Oceniam, że w obu przypadkach decyzją optymalną byłoby podyktowanie rzutów karnych. – powiedział. Mikulski dopowiadając, że w Szczecinie VAR uznał, iż sprawa nie była czarno-biała i dlatego tak ją zinterpretował. Natomiast w Poznaniu arbitrzy… obejrzeli złe powtórki (choć w telewizji wszystko było widać, jak na dłoni).

– Zabrakło im cierpliwości i zimnej krwi – skwitował ich zachowanie Mikulski.


Na zdjęciu: Piłkarze Lecha nie mogli uwierzyć, że sędzia Damian Sylwestrzak nie podyktował w końcówce rzutu karnego dla nich.
Fot. Damian Kościesza/Pressfocus.pl