Kontrowersja kolejki – „Nos” zawiódł Mamrota

 

Nieobecność w składzie Patryka Klimali była zrozumiała, bo młodzieżowy reprezentant Polski nabawił się zapalenia ścięgna Achillesa. Druga korekta wyszła szkoleniowcowi „bokiem”. Miejsce na ławce rezerwowych zajął Chorwat Zoran Arsenić, a jego miejsce na środku obrony zajął powracający po pauzie za żółte kartki Bartosz Kwiecień.

25-letni stoper „Jagi” uważany jest za „syna” Ireneusza Mamrota, z którym w sezonie 2016/2017 współpracował w I-ligowym Chrobrym Głogów. Tym razem „nos” zawiódł 49-letniego trenera zespołu z Białegostoku, bo niektóre interwencje Kwietnia przypominały wrzucenie granatu w pole karne Jagiellonii. W 54 minucie arbiter meczu Rakowa z Jagiellonią Krzysztof Jakubik miał pełne prawo podyktować rzut karny dla beniaminka, gdy Kwiecień staranował szykującego się do główki Aleksandyra Kolewa. Przewinienie uszło jednak płazem obrońcy gości.

W doliczonym czasie gry Bartosz Kwiecień sam wsadził się na minę, gdy dokładnym podaniem obsłużył… pomocnika Rakowa Rusłana Babenkę. Ukrainiec nie namyślając się wiele posłał w bój Sebastiana Musiolika, a rosły napastnik częstochowian nie zmarnował sytuacji sam na sam z bramkarzem Jagiellonii Grzegorzem sandomierskim i posyłając piłkę do siatki między jego nogami zapewnił swojej drużynie bezcenne trzy punkty.
Sędzia Jakubik po tej akcji nawet nie wznawiał gry. Jagiellonia została z pustymi rękami na własne życzenie, a ściślej rzecz ujmując, na życzenie swojego obrońcy. Jeszcze raz okazało się, że lepszy wróbel w garści (remis) niż kanarek na dachu (zwycięstwo).

 

Na zdjęciu: Obrońca Jagiellonii Bartosz Kwiecień miał czego żałować po końcowym gwizdku sędziego.