Kontrowersja kolejki. Raz jesteś baranem, raz rzeźnikiem

Mowa oczywiście o Arturze Jędrzejczyku, który – o ironio! – parę tygodni wcześniej na własnej skórze odczuł równie brutalne wejście Arkadiusza Piecha w meczu Śląsk – Legia. Jarosław Przybył nie miał wówczas wątpliwości, że wrocławianina należy z boiska usunąć. Mało tego; Komisji Ligi „Ekstraklasy” SA, oceniając całe zajście, zwyczajową w takich wypadkach karę odsunięcia od dwóch meczach rozszerzyła winowajcy do trzech spotkań!

Przy Łazienkowskiej Wojciechowi Myciowi (ósmy w karierze mecz ekstraklasowy) takiego zdecydowania brakło: upomniał legionistę wyłącznie żółtą kartką, choć jego atak na Łukasza Wolsztyńskiego przynieść mógł i złamanie „strzałki” bądź „piszczela”, i poważne uszkodzenie stawu skokowego. Decyzja lubelskiego rozjemcy wywołała wielkie kontrowersje, bo okiem laika trudno dopatrzeć się różnic między zagraniem Piecha i „Jędzy”.

Zresztą owej różnicy nie widział też były szef Kolegium Sędziów, a dziś – ekspert telewizyjny. – Jędrzejczyk w meczu z Górnikiem zasłużył na czerwoną kartkę – zaznaczył Sławomir Stempniewski na antenie „Canal +” w niedzielnym magazynie „Liga + Extra”. Ale obecny zwierzchnik naszych rozjemców subtelną odmienność obu sytuacji jednak dostrzegł. – Jędrzejczyk nie uderzył „wprost”, „czołowo” w nogę rywala. Zawodnicy biegli w tym samym kierunku, a jego noga po ochraniaczu ześlizgnęła się na staw skokowy Wolsztyńskiego – tłumaczy Zbigniew Przesmycki.

… a tak Jędrzejczyk faulował. Przewinienia te same, kara różna. Łukasz Wolsztyński miał sporo szczęścia. Fot. Canal +

Odwołuje się przy okazji do specjalnego filmu instruktażowego europejskiej federacji, w której zagrania faul nie są postrzegane jedynie w kategoriach żółtej bądź czerwonej kartki, ale – ze względu na impet nieczystej interwencji, ale i jej wspomniany kierunek – oceniane w skali od 1 do 10. Wejście Jędrzejczyka w takim kontekście mogło – ale nie musiało… – skończyć się usunięciem faulującego z boiska. I nie pozostawiało pola do sugestii z VAR-obusu, w którym „urzędował” Bartosz Frankowski.

– Sędzia na boisku podjął decyzję o żółtej kartce, a VAR interweniuje tylko wtedy, gdy błąd arbitra jest oczywisty – „clear and obvious” w myśl brzmienia przepisów UEFA. Tutaj – biorąc pod uwagę klip UEFA z instrukcjami – nie był oczywisty, więc VAR nie ingerował w decyzję arbitra – wyjaśnia Zbigniew Przesmycki.

„Dogrywki” w Komisji Ligi też nie należy się spodziewać, więc „Jędza” ze spokojem czekać może na jej środowe posiedzenie. I na piątkowy wyjazd do Szczecina, bo na razie w rejestrze ma jedynie trzy „żółtka”.

 

Bolało jak diabli

Jak kostka?

Łukasz WOLSZTYŃSKI: – Mieliśmy dwa dni wolnego, więc okaże się we wtorek, gdy wyjdę na trening. Ale – jak pan wie – grałem jeszcze ponad godzinę po całym zajściu, więc… chyba się udało uniknąć najgorszego. Zresztą choć po samym faulu bolało jak diabli, nie usłyszałem ani trzasku kości, ani „strzelającego” więzadła czy torebki stawowej.

Artur Jędrzejczyk miał świadomość, że mógł panu zrobić krzywdę?

Łukasz WOLSZTYŃSKI: – Owszem. Jeszcze w trakcie gry rzucił mi kilka słów, że przeprasza, że się spóźnił z interwencją. A po meczu jeszcze raz podszedł i przeprosił.

A arbiter?

Łukasz WOLSZTYŃSKI: – Hm… Zaraz po faulu powiedziałem mu wprost, że to było zagranie na czerwoną kartkę. W odpowiedzi usłyszałem, żebym „nie sędziował”, bo on jest od tego. Słabe to trochę, nie?

Rafał i Łukasz Wolsztyńscy po meczu z Legią