Kontrowersja. Kopnął, czy nie kopnął?

Nadganiająca ligowe zaległości Legia udała się w minionej kolejce do Krakowa, żeby w meczu dwóch niezwykle utytułowanych klubów pokonać Wisłę.


Takie zdanie łatwiej jednak napisać niż faktycznie zrealizować, bo okazało się, że gospodarze byli dla przyjezdnych ze stolicy bardzo twardym orzechem do zgryzienia. Zbyt twardym.

„Biała Gwiazda” prowadziła w pełni zasłużenie, bo była zespołem lepszym. Sęk w tym, że to prowadzenie straciła w 65 minucie, kiedy po własnym błędzie – tj. stracie Konrada Gruszkowskiego – piłkę przejął Tomas Pekhart i dograł w pole karnego do Mahira Emreliego. Skuteczny Azer miał czas na przyjęcie futbolówki i spokojne przymierzenie do siatki, ponieważ pilnujący go Michal Frydrych… wywrócił się. Gol początkowo został uznany, ale wtedy do akcji wkroczył VAR, który stwierdził, że Czech nie upadł na murawę sam, ale po kontakcie z Emrelim. Bramka została anulowana ku uciesze miejscowej publiczności.

– W drugiej połowie zagraliśmy w innym ustawieniu, gra wyglądała inaczej, mieliśmy swoje sytuacje i niewykorzystaną okazję Emreliego. Strzeliliśmy też gola, ale nie został uznany, bo VAR dopatrzył się faulu. Nie mamy o to jednak pretensji. Po to jest wideoweryfikacja – zachował się fair trener Legii Czesław Michniewicz.

Czy jednak ta decyzja była słuszna? Powtórki i sędziowscy eksperci są zgodni – jak najbardziej. Frydrych został zahaczony, przez co wywrócił się i stracił możliwość zareagowania przy strzale Emreliego. Kontakt był rzecz jasna kompletnie przypadkowy, a napastnik nie miał złych intencji, ale w tej sytuacji liczy się skutek, którym było obalenie rywala. Mówiąc wprost – legionista popełnił błąd nieuwagi i sfaulował obrońcę, który był bez piłki.

– Od początku byłem przekonany, że byłem faulowany. Chciałem kopnąć piłkę, a on mnie podciął – komentował po spotkaniu Michal Frydrych. Sprawa wyjaśniona.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus