Korona grała, a Arka… wygrała

 

Tego typu mecze określa się często mianem tych „za sześć punktów”, ponieważ mierzyły się ze sobą zespoły, które walczą na samym dole tabeli. Faworytem była Korona, która ostatnio całkiem nieźle radziła sobie u siebie.

Co w ekstraklasie robi Djuranović?

Dość szybko na prowadzenie wyszła jednak Arka. Była to tak naprawdę pierwsza sytuacja stworzona przez gdynian, choć była także mocno nieoczywista. W 10 minucie Adam Deja wrzucił miękką piłkę w pole karne, a tam pojedynek powietrzny z Mateuszem Spychałą wygrał Maciej Jankowski. Były napastnik m.in. Ruchu Chorzów czy Piasta Gliwice umieścił futbolówkę w siatce, czym zaskoczył wszystkich na stadionie, ponieważ sytuacja sama w sobie nie wyglądała na groźną. Z jednej strony można usprawiedliwiać Spychałę tym, że był najniższy na boisku (169 cm wzrostu) i dlatego nie wybił tej piłki, lecz tak po prawdzie to 21-latek niespecjalnie postarał się w walce z przeciwnikiem.

Już zupełnie osobną sprawą jest to, że Korona powinna w tamtym momencie prowadzić. W przeciągu pierwszych 7 minut trzy bardzo dobre sytuacji miał Czarnogórzec Uros Djuranović, który trzy razy w fatalny sposób przyjmował futbolówkę. Lepszy piłkarz bez kłopotu zamieniłby te okazje na gole lub chociaż zanotowałby jakąś asystę, lecz 25-latek nie był w stanie tego zrobić. Z kolei w 20 minucie Djuranović zmarnował stuprocentową sytuację, ponieważ… źle przyjął sobie piłkę. Warto też dodać, że w prawie każdej z tych akcji beznadziejnie zachowywali się obrońcy Arki, którzy przez dobre 20-25 minut prosili się o utratę bramki. Błędy w wyprowadzeniu, proste straty i nieradzenie sobie z pressingiem były normą, ale kielczanie nie umieli tego wykorzystać i byli bardzo nieskuteczni. W końcu z 10 golami strzelonymi Korona ma najgorszą ofensywę ligi, a to do czegoś zobowiązuje…

Bramkarze na czele

Gdynianie pewnie sami się zastanawiali, jakim cudem udało im się schodzić do szatni z prowadzeniem. Co prawda im bliżej było końca pierwszej połowy, tym spotkanie było bardziej wyrównane (i chaotyczne), ale przewaga i tak była po stronie gospodarzy. Kielczanie przez prawie całą drugą połowę atakowali bramkę Arki, lecz rewelacyjnie spisywał się bramkarz gości, Pavels Steinbors. W 56 minucie obronił nieprzyjemne uderzenie z dystansu Rodrigo Zalazara, zaś w 62 minucie zaprezentował paradę godną tytułu interwencji kolejki.

Najpierw wyciągnął się do „rogala” Erika Pacindy, a następnie kapitalnie wybronił dobitkę Michala Papadopoulosa, który uderzał stojąc niepilnowany jakieś siedem metrów od bramki. Obrona Łotysza zasługuje na słowa pochwały, ale nie można też nie stwierdzić, że czeski Ślązak takie szanse powinien zamieniać na gole.

Chwilę później równie fantastyczną paradą popisał się po drugiej stronie Marek Kozioł, broniąc strzał głową Christiana Maghomy, lecz potem gra znowu toczyła się na połowie przyjezdnych. Koroniarzom brakowało jednak skuteczności i nieco precyzji, ponieważ równie często, jak na rękawicach Steinborsa, ich uderzenia lądowały na zabramkowych łapaczach. W 80 minucie niezłą okazję miał jeszcze Michał Żyro, z tym że on również nie był w stanie trafić do bramki Arki.

Im bliżej było końca, tym bardziej kielczanie grali rozpaczliwie. To była z kolei woda na młyn dla gości, którzy w decydujących minutach potrafili zachować spokój i wybić z rytmu piłkarzy trenera Smyły. Druga połowa przeciągnęła się nieco z powodu zadymienia stadionu przez pirotechnikę kibiców gospodarzy, ale po ostatnim gwizdku zwycięzcą byli gdynianie. Steinbors zagrał swój 99. pełny mecz z rzędu i już nie po raz pierwszy wybronił Arce spotkanie.

 

Korona Kielce – Arka Gdynia 0:1 (0:1)

0:1 – Jankowski, 10 min (głową, asysta Deja)

KORONA: Kozioł – Spychała, Tzimopoulos (46. Zalazar), Marquez, Gardawski – Pacinda (75. Lioi), Kovacević, Żubrowski, Pućko – Djuranović (46. Papadopoulos), Żyro. Trener Mirosław SMYŁA. Rezerwowi: Sokół, Dziwniel, Jukić, Prętnik, Szymusik, Miletić.

ARKA: Steinbors – Zbozień, Maghoma, Marić, Marciniak – Deja, Nalepa (84. Danch) – Młyński (60. Antonik), Vejinović, Jankowski – Serrarens (65. Siemaszko). Trener Aleksandar ROGIĆ. Rezerwowi: Krzepisz, Wawszczyk, Helstrup, Busuladzić, Budziński, Nando.

Sędziował Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Widzów 3472. Żółte kartki: Kovacević (54. dyskusja z sędzią).
Piłkarz meczu – Pavels STEINBORS

Na zdjęciu: Jeśli Korona nie potrafi wygrywać takich meczów, nic dziwnego, że wylądowała w strefie spadkowej.