Koszmaru ciąg dalszy

Gdy wydawało się, że gorzej już być nie może, Podbeskidzie udowodniło w piątek, że… nie ma rzeczy niemożliwych.



Czterech zmian dokonał w wyjściowym składzie Podbeskidzia, w stosunku do przegranego 0:5 meczu z Piastem Gliwice, trener Hubert Kościukiewicz. Nie to było jednak najważniejsze. Ale to, że tymczasowy opiekun „górali”, który wczoraj prowadził zespół po raz pierwszy i ostatni, zmienił ustawienie w defensywie. Dotychczas „górale” grali tylko i wyłącznie czwórką obrońców.

Tym razem rozpoczęli mecz trójką środkowych defensorów i dwójką wahadłowych po bokach. Do składu, po dłuższej przerwie, powrócił Bartosz Jaroch, który pełnił rolę jednego ze stoperów Zawodnik ten do gry wrócił po długiej przerwie, bo po raz ostatni wystąpił w ekstraklasie w połowie września. Częściowo powodem tak długiej absencji był koronawirus.

Bardzo szybko okazało się, że eksperyment, na który zdecydował się trener Kościukiewicz – Jaroch jest nominalnym prawym obrońcą – nie był mądrym rozwiązaniem. Po 21. minutach gry Wisła Płock prowadziła 2:0, a w obie stracone bramki zamieszany był 25-latek właśnie.

Trzy razy głową

Zanim gospodarze, którzy od pierwszych minut przejęli inicjatywę, objęli prowadzenie, „górali” od straty bramki uchronił Michal Pesković, który obronił zmierzający w samo okienko strzał z rzutu wolnego Mateusza Szwocha. Chwilę później ten sam zawodnik egzekwował rzut rożny i dostarczył piłkę w pole karne.

Tam Jaroch popełnił koszmarny błąd w kryciu i tym razem Pesković był już bezradny, bo Mateusz Piątkowski uderzył głową w kierunku dalszego słupka. Wisła gola strzeliła z łatwością i widząc, jak dysponowany jest rywal, czyli bardzo źle, postanowiła pójść za ciosem. Płocczanie próbowali podań za linię obrony i po jednej z takich akcji podwoili swój kapitał.
Bo nieudolnie zagranie próbował przeciąć Filip Modelski.

Piłka trafiła następnie na prawe skrzydło do Szwocha, który subtelnie wrzucił ją w pole karne. Jaroch, który powinien zażegnać niebezpieczeństwo, pogubił się zupełnie. Stracił orientację, źle obliczył wysokość i futbolówka trafiła wprost na głowę zamykającego akcję Alana Urygi, który trafił na 2:0. Bardzo szybko okazało się zatem, że pomysł tymczasowego szkoleniowca, aby spróbować zaryglować dostęp do własnej bramki, nie wypalił.

Wydawało się, że gorzej już być nie może. Ale ten, kto w ostatnich meczach śledził poczynania „górali”, doskonale zdawał sobie sprawę, że jeszcze wiele złego w poczynaniach ekipy spod Klimczoka może się wydarzyć. Tym bardziej, że na utratę dwóch goli zespół w żaden sposób nie zareagował.

Nagrodzony zerem

I w 38. minucie spotkania Wisła trafiła po raz trzeci, a po raz kolejny na listę asystentów wpisał się Mateusz Szwoch. Tym razem pomocnik „Nafciarzy” zacentrował z rzutu rożnego na krótki słupek, a bielskiej defensywie, kryjącej na radar, uciekł Duszan Lagator. Nie nadążył za nim Kamil Biliński, a Czarnogórzec w odpowiedni sposób strącił piłkę na dalszy słupek. Wszystkie trzy gole gospodarze zdobyli po strzałach głową. Tymczasem nikt chyba nie chce wiedzieć, co po wszystkim, czego doświadczyło Podbeskidzie w pierwszej połowie, działo się w głowach „górali”.

Wisła Płock, nie tylko z powodu rezultatu, ale – przede wszystkim – ze względu na dramatycznie słabą postawę przeciwnika, miała sytuację pod całkowitą kontrolą i drugą połowę wystarczyło po prostu zagrać, aby „Nafciarze” mogli dopisać do swojego dorobku trzy punkty.

Tym bardziej, że w 61. minucie spotkania do szatni pomaszerował… Jaroch. Co ciekawe w przerwie zawodnik ten miał jeszcze nadzieję. – Musimy się złapać za jaja i w drugiej połowie zagrać lepiej – powiedział obrońca Podbeskidzia. Tymczasem 25-latek złapał, ale dwie żółte kartki. Dla niego, to w sumie dobrze. Bo za ten dramatyczny występ musielibyśmy mu wystawić jedynkę. A tak, zgodnie z regulaminem klasyfikacji „Złotych butów”, został… nagrodzony zerem.

Kończyli w dziewiątkę

Co ciekawe w dziesiątkę Podbeskidzie zaczęło grać trochę lepiej. A przede wszystkim udało się skonstruować akcję, która dała „góralom” bramkę. Kamil Biliński odebrał piłkę, zagrał w pole karne, a na bramkę uderzył Michał Rzuchowski. Wprost w Krzysztofa Kamińskiego, ale bramkarz Wisły odbił futbolówkę tak niefortunnie, że ta trafiła w głowę Lagatora.

Czarnogórzec nie zdążył zareagować i drugi raz w tym meczu wpisał się na listę strzelców. Tym razem jednak do nieodpowiedniej rubryki. Gol ten nie miał jednak najmniejszego wpływu zarówno na wynik, jak i na ocenę występu Podbeskidzia w tym meczu. Bo gdy rywal otrząsnął się po utracie przypadkowej bramki, z ogromną łatwością wrócił na trzybramkowe prowadzenie.

Hektary wolnej przestrzeni na lewym skrzydle wykorzystał Giorgi Merebaszwili, który dograł do zupełnie niepilnowanego przed bramką Mateusza Lewandowskiego, a ten pierwszy raz w życiu wpisał się na listę strzelców w ekstraklasie. Znamienne w tej sytuacji było to, że Milan Rundić, który mógł przeciąć to podanie, zszedł z linii piłki. Wprawdzie „górale” przegrali wczoraj w Płocku niżej, aniżeli z Lechem Poznan (0:4) i Piastem Gliwice (0:5), to ich występ na pewno nie był lepszy, jeżeli nie gorszy niż w poprzednich meczach. A „na deser” los Bartosza Jarocha podzielił Michał Rzuchowski i bielszczanie kończyli mecz w dziewiątkę.


Wisła Płock – Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:1 (3:0)

1:0 – Tuszyński, 13 min (głową, asysta Szwoch), 2:0 – Uryga, 21 min (głowa, asysta Szwoch), 3:0 – Lagator, 38 min (głową, asysta Szwoch), 3:1 – Lagator, 69 min (samobójcza), 4:1 – Lewandowski, 77 min (asysta Merebaszwili).

WISŁA: Kamiński – Garcia, Rzeźniczak, Uryga, Tomasik – Lagator – Szwoch (81. Gjertsen), Rasak (81. Adamczyk), Lesniak, Kocyła (65. Lewandowski) – Tuszyński (65. Merebaszwili). Trener Radosław SOBOLEWSKI. Rezerwowi: Wrąbel, Obradović, Pyrdoł, Sheridan, Zbozień.

PODBESKIDZIE: Pesković – Danielak (46. Sierpina), Jaroch, Komor, Rundić, Modelski – Sitek (46. Laskowski), Rzuchowski, Kocsis (70. Bieroński), Marzec (78. Miakuszko) – Biliński (78. Martin). Trener Hubert KOŚCIUKIEWICZ. Rezerwowi: Leszczyński, Nowak, Mroczko, Gach.

Sędziował Paweł Gil (Lublin). Żółte kartki: Tuszyński (32. faul), Uryga (69. niesp. zach.) – Modelski (36. faul), Jaroch (47. faul), Rzuchowski (69. niesp. zach.). Czerwona kartka: Jaroch (61. druga żółta), Rzuchowski (86. druga żółta).
Piłkarz meczu – Mateusz SZWOCH.






Na zdjęciu: To był kolejny koszmarny występ Podbeskidzia. Dla piłkarzy tego zespołu, to dobrze, że jesienne granie w ekstraklasie dobiegło końca.

Fot. Adam Starszyński/Pressfocus



0
Tyle minut
, zarówno do pierwszej, jak i do drugiej połowy doliczył we wczorajszym spotkaniu sędzia Paweł Gil. „Górale” powinni być mu wdzięczni, bo w obu przypadkach skracał ich męki.

KOLEJNY POZYTYWNY
Dmytro Baszłaj, ukraiński obrońca Podbeskidzia, nie pojechał z zespołem do Płocka. Zawodnik ten jest kolejnym graczem zespołu spod Klimczoka, który otrzymał pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Przypomnijmy, że w poprzednim meczu, z tego samego powodu, zagrać nie mógł Desley Ubbink. Wcześniej zakażeni byli Bartosz Jaroch, Filip Modelski, Kamil Biliński i Karol Danielak. Cała czwórka już jednak wyzdrowiała i wystąpiła we wczorajszym spotkaniu.

15
Goli
w czterech ostatnich meczach rundy jesiennej straciło Podbeskidzie. Na swoim koncie „górale” zapisali jedno trafienie, ale samodzielnie bramki we wczorajszym spotkaniu nie strzelili.


  • WISŁA PODBESKIDZIE
    66 posiadanie piłki 34
    8 strzały celne 1
  • 5 strzały niecelne 1
  • 5 rzuty rożne 0
  • 1 spalone 2
  • 11 faule 20
  • 2 żółte kartki 5