Koszulkę GieKSy mam do dzisiaj

Bogdan NATHER: Niewielu kibiców jarzy (wie), że przed sześcioma laty był pan zawodnikiem GKS-u Katowice. Jak pan wtedy trafił na Bukową?

Kamil SZYMURA: – Byłem wtedy zawodnikiem Górnika Zabrze. Po udanym sezonie w Ruchu Radzionków (31 meczów w I lidze, 1 gol – przyp. BN) wróciłem na Roosevelta. Zagrałem jednak tylko dwa mecze w ekstraklasie, 11 w Młodej Ekstraklasie. Potem zostałem na pół roku wypożyczony do Katowic.

Pamięta pan, z jakim numerem grał w GieKSie?

Kamil SZYMURA: – Nie zagnie mnie pan, z „4” (śmiech). Mam tę koszulkę do dzisiaj.

Fot. Przemek Dębczak/PressFocus

Jak wspomina pan ten rozdział w swojej karierze? Zagrał pan w dziewięciu meczach w I lidze, w tym osiem w pełnym wymiarze czasowym, strzelił jednego gola. Były powody do zadowolenia?

Kamil SZYMURA: – Grałem tam tylko pół roku, ale wspominam ten okres bardzo miło. Walczyliśmy wtedy o utrzymanie, w pewnym stopniu przyczyniłem się do tego, strzelając zwycięską bramkę w 93 minucie meczu w Polkowicach. Trochę szczęśliwą, bo po moim strzale był rykoszet, piłka przelobowała bramkarza i stojącego na linii bramkowej obrońcę. Byłem zadowolony, bo o miejsce w podstawowym składzie rywalizowałem z Jackiem Kowalczykiem i Adrianem Napierałą, a mimo to grałem.

Szkoleniowcem katowiczan był wówczas Rafał Górak. Wtedy po raz pierwszy zetknął się pan z trenerem Jarosławem Skrobaczem?

Kamil SZYMURA: – Z trenerem Górakiem pracowałem wcześniej w Ruchu Radzionków, Jarosław Skrobacz był wtedy drugim trenerem. Nie przypuszczałem wówczas, że potem spotkamy się w Jastrzębiu. Ale taki bywa los, piłkarz nigdy nie wie, do jakiego klubu trafi i z jakim trenerem się spotka. Ucieszyłem się, że znowu będę pracował z trenerem Skrobaczem, bo przynajmniej wiedziałem, na co mogę liczyć i czego się spodziewać.

O ile mnie pamięć nie zawodzi, w Szkółce Piłkarskiej MOSiR Jastrzębie grał pan w pomocy. Kiedy przekwalifikowano pana na obrońcę?

Kamil SZYMURA: – To prawda, w drużynie juniorów grałem początkowo na środku pomocy, strzelałem nawet dużo bramek. Na tej pozycji miałem nawet epizod w młodzieżowej reprezentacji Polski. Na stopera „przekwalifikował” mnie trener Ryszard Duda, gdy grałem z chłopakami dwa lata starszymi ode mnie. W reprezentacji Śląska grałem na środku obrony, a czasami na… lewej obronie.

Wróćmy do teraźniejszości. W tym sezonie ma pan wyjątkowego pecha, w meczu z Wigrami Suwałki trafił pan w słupek, z Odrą Opole po pańskim strzale z 40 metrów piłka odbiła się od poprzeczki. Kiedy doczekamy się gola autorstwa Kamila Szymury?

Kamil SZYMURA: – Zacznę od tego, że w meczu z Wigrami po mojej główce piłka najpierw trafiła w bark obrońcy, a dopiero potem w słupek. Dlaczego w Opolu decydowałem się na strzał z takiej odległości? Miałem trochę miejsca, więc uderzyłem. Źle przyjąłem piłkę i chyba dlatego spudłowałem. Widząc, że składam się do strzału, trener Skrobacz chwycił się za głowę (śmiech). A kiedy strzelę gola? Wierzę, że jeszcze w tej rundzie. Gdyby udało się w Katowicach, to byłaby fajna sprawa. Ale dla mnie najważniejszy jest korzystny wynik drużyny i na taki liczę na Bukowej.

Najgroźniejszy piłkarz GKS-u Katowice? Ten, którego najbardziej się obawiacie?

Kamil SZYMURA: – Na papierze GKS Katowice jest czołowym zespołem tej ligi. Kto u nich jest najgroźniejszy? Napastnik Daniel Rumin jest bardzo ruchliwy i bardzo szybki. Trzeba zwrócić uwagę na Arka Woźniaka oraz Adriana Błąda, który napędza grę ofensywną katowiczan. Musimy ponadto uważać na stałe fragmenty gry, bo kilku zawodników rywali imponuje słusznym wzrostem. Generalnie jestem dobrej myśli przed wyprawą do Katowic.