Koszykówka. Kosztowne odmładzanie

Nasza obrona jest na tym poziomie, co chcemy, w ataku natomiast potrzebujemy jeszcze czasu – ocenił dwa mecze z Izraelem i Niemcami Igor Milicić, trener biało-czerwonych.


Chorwat kadrę objął kilka tygodni temu, zastępując Mike’a Taylora. Władze Polskiego Związku Koszykówki postawiły przed nim zadanie jej odmłodzenia. Milicić energicznie wziął się do pracy. Na pierwsze mecze eliminacji do mistrzostw świata 2023 z Izraelem i Niemcami nie powołał żadnego doświadczonego zawodnika i tylko dwóch graczy, którzy brali latem udział w kwalifikacjach do igrzysk olimpijskich w Tokio. Byli to Aleksander Balcerowski oraz Łukasz Kolenda. Milicić w swojej drużynie widział też Mateusza Ponitkę, ale on akurat nie mógł wystąpić w kadrze, bo jego Zenit St. Petersburg w terminie starcia z Izraelem rywalizował w Eurolidze, a na Niemcy nie przyjechał, ponieważ okazało się, że jest kontuzjowany.

Za radykalne odmłodzenie trzeba było ponieść cenę. Biało-czerwoni nie sprostali zarówno Izraelowi, jak i Niemcom i już na starcie eliminacji postawili się w piekielnie trudnej sytuacji. Zwłaszcza porażka z naszymi zachodnimi sąsiadami była bolesna. Niemcy przyjechali do Lublina bowiem w rezerwowym składzie, bez siedmiu zawodników z NBA i czterech z klubów Euroligi.

Igor Milicić, mimo przegranej chwalił swoich podopiecznych.

– To był mecz, w którym nasz młody zespół starał się przełamać. Walczyliśmy, ale Niemcy mieli jokera w osobie Davida Kramera, który podejmował trudne rzuty i trafiał. Byliśmy lepsi w statystykach skuteczności czy efektywności, ale przegraliśmy. Musimy wciąż pracować nad wiarą zawodników w umiejętności zespołu. Małe błędy, które popełniliśmy, szczególnie do przerwy w grze defensywnej, są do poprawienia – przekonywał szkoleniowiec naszej drużyny.

– Jestem dumny z tego, co zrobili moi zawodnicy, z nastawienia. Mało nam brakowało do zwycięstwa, ale też zbyt wiele było od przegranej do wygranej. Mam nadzieję, że w lutym już ze zdrowymi zawodnikami przerwiemy zła passę i zaczniemy wygrywać – dodał.

W obu spotkaniach z bardzo dobrej strony pokazał się Aleksander Balcerowski. Nasz młody center Niemcom rzucił 16 pkt i miał 6 zbiórek. W strefie podkoszowej stanowił ścianę nie do przejścia.

– Czego zabrakło? Trochę szczęścia. Wydaje mi się, że przy zbiórce Kuby Schenka był faul. Próbował go wymusić i trafić z faulem, wtedy byłyby trzy punkty i remis – ocenił koszykarz, który wciąż wierzy, że awans do kolejnej fazy eliminacji jest możliwy.

– To jest dopiero początek kampanii. Dopiero zaczynamy tą grupą. Było już dużo bardzo dobrych fragmentów z naszej strony, ale też niestety były niedociągnięcia. Jesteśmy młodym zespołem. Jeśli popracujemy wspólnie, przyszłość przed nami – przekonywał.

Wygranym z Niemcami był także Jakub Schenk. Rozgrywający wokół kadry kręci się już od kilku lat. Jego przygoda z nią do tej pory kończyła się jednak na szerokim składzie. W talii Milicicia ma być ważną postacią. Z Niemcami, choć w trzeciej kwarcie miał już na koncie cztery faule, zdobył 17 punktów i był najskuteczniejszy z Polaków. Do tego dołożył jeszcze 7 zbiórek.

– Miałem dobre statystyki, ale taki występ to trochę za mało. Popełniłem stratę w pierwszej połowie, po której rywale odskoczyli na 10 punktów, złapali wiatr w żagle. Mój występ jest niczym wobec tego, że musimy lepiej zbierać w obronie, dać siebie jeszcze więcej. Tu nie potrzeba umiejętności, tu trzeba charakteru, zawziętości. Tego nam zabrakło. Rywale ponawiali akcje, a my męczyliśmy się w kolejnych akcjach w obronie – powiedział Schenk.

Kolejne mecze eliminacyjne odbędą się w lutym przyszłego roku. Polacy dwukrotnie zagrają z Estonią i na porażki nie mogą sobie pozwolić.


Na zdjęciu: Polacy z Niemcami przegrali, ale Jakub Schenk zagrał więcej niż poprawnie.

Fot. Wojciech Szubartowski/pressfocus.pl