Kotwica Kołobrzeg – GKS Jastrzębie. Ósmy skalp lidera z rzędu

GKS Jastrzębie przegrał w Kołobrzegu z Kotwicą właściwie na własne życzenie.


– Siedem zwycięstw z rzędu napędza nas do jeszcze cięższej pracy – powiedział przed sobotnim meczem z GKS-em Jastrzębie trener Kotwicy Kołobrzeg, Marcin Płuska.

– GKS Jastrzębie to bardzo solidny przeciwnik, dobrze gra w defensywie, jest również mocny fizycznie. Mało straconych bramek świadczy o ich dobrej organizacji gry w defensywie. Wiemy, czego możemy się po nich spodziewać i będziemy chcieli wykorzystać ich słabsze momenty. Żeby jednak to zrobić, wszyscy musimy rzetelnie wykonać swoją pracę.

Lider z Kołobrzegu zgodnie z prognozami zainkasował komplet punktów, ale jego zwycięstwo rodziło się w ogromnych bólach. Gdyby nie bardzo dobra postawa bramkarza gospodarzy Oskara Pogorzelca, tudzież słabiutka skuteczność strzelecka gości, zwycięstwo Kotwicy byłoby niemożliwe. GKS Jastrzębie co najmniej remis miał na wyciągnięcie, więc jego porażka była z gatunku tych poniesionych na własne życzenie.

Już w 14 minucie Daniel Stanclik znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem Kotwicy, ale przekombinował i nie zdołał strzelić gola dla swojej drużyny. Niewiele brakowało, by w 40 minucie gospodarze otrzymali prezent od rywali. Nonszalanckie odegranie Mateusza Sodowego do Grzegorza Drazika przechwycił Grzegorz Goncerz i tylko brawurowa interwencja bramkarza gości uchroniła ich od utraty gola.

W 55 minucie Stanclik próbował zaskoczyć Pogorzelca uderzeniem w długi róg, lecz golkiper Kotwicy był na posterunku. Kilka minut później (59 min) po dośrodkowaniu Bartosza Borunia z prawego skrzydła i główce Jewhenija Zachaczenki piłka odbiła się od poprzeczki! Zawodnicy gospodarzy odetchnęli z ulgą…

Jeszcze w 65 minucie Dariusz Kamiński sprawdził czujność bramkarza gospodarzy, a cztery minuty później obejrzeliśmy decydującą akcję tego meczu. W rolach głównych wystąpili zmiennicy – akcję rozprowadził Michał Cywiński, a zakończył uderzeniem z bliska niepilnowany Jakub Bojas. W końcówce spotkania mieliśmy dwie kontrowersyjne sytuacje, po których arbiter nie uznał goli. Najpierw (84 min) Tomasz Kaczmarek w sytuacji sam na sam pokonał Drazika, lecz sędziowie orzekli ofsajd piłkarza Kotwicy, a potem (87 min) Pogorzelca zmusił do kapitulacji Stanclik. Na minimalnym spalonym był Szymon Gołuch, który zdaniem rozjemcy przeszkadzał Pogorzelcowi w interwencji.

Kotwica Kołobrzeg – GKS Jastrzębie 1:0 (0:0)

1:0 – Bojas, 69 min.

KOTWICA: Pogorzelec – Kozajda, Witasik, Kulejewski, Murawski, Tuleja – Kort, Cabrera (56. Cywiński), Szoljić, Łysiak (67. Kaczmarek) – Goncerz (68. Bojas). Trener Marcin PŁUSKA.

JASTRZĘBIE: Drazik – Boruń, Słodowy, Zacharczenko, Klimkiewicz (71. Borkała) – Kamiński (85. Pryka), Lech, Jadach (71. Wysiński), Ali, Gołuch – Stanclik. Trener Damian MIKOŁOWICZ.

Sędziował Filip Kaliszewski (Gdańsk). Widzów 2035. Żółte kartki: Łysiak, Cabrera – Zacharczenko, Klimkiewicz, Boruń.

Piłkarz meczu Oskar POGORZELEC.


Na zdjęciu: Napastnik GKS-u Jastrzębie Daniel Stanclik (w zielonej koszulce) był największym zagrożeniem dla bramkarza Kotwicy, Oskara Pogorzelca.
Fot. twitter.com/GKS JASTRZEBIE