Kraczunow: W Polsce czuję się jak w Bułgarii…

Ma pan za sobą występy w najwyższej klasie rozgrywkowej Bułgarii, Szkocji i Cypru, a także w naszej ekstraklasie i I lidze. Jak nasza piłka ligowa wypada na tle wymienionych krajów?

Płamen KRACZUNOW: – Na pewno w Polsce liga jest ciekawa, a w ekstraklasie jest kilka ciekawych drużyn. No i nie brakuje niespodziewanych wyników, jak tytuł mistrzowski Piasta Gliwice. Ciekawy jestem, jak wasze kluby wypadną w pucharach europejskich. Dostać się do fazy grupowej Ligi Europejskiej nie będzie jednak łatwo.

Wiosną występował pan w Stomilu Olsztyn i pomógł pan wydatnie uratować klub przed spadkiem z I ligi. W sytuacji permanentnego braku pieniędzy w Stomilu, wasza misja wyglądała na „mission impossible”…

Płamen KRACZUNOW: – Może tak to wyglądało, ale pieniądze nie grają na boisku. Grają ludzie. W Stomilu grałem trzy miesiące i w 11 meczach strzeliłem jednego gola, a drugiego mi nie uznali z powodu spalonego. W szatni była świetna atmosfera i to bardzo się liczy w piłce. Dzięki temu, no i ambitnej grze na boisku udało nam się uratować pierwszą ligę. Ale nie dogadałem się w sprawie dalszej gry w Stomilu. W tej sytuacji bardzo się cieszę, że podpisałem kontrakt z Zagłębiem, które ma ambitne cele sportowe.

W trakcie występów w lidze bułgarskiej zetknął się pan z taką sytuacją, jaka była w Stomilu?

Płamen KRACZUNOW: – Miałem podobną sytuację w CSKA Sofia, które 8 lat temu wykupiło mnie z Łokomotiwa Płowdiw. To była sytuacja awaryjna, gdyż klub potrzebował stopera za Apostoła Popowa, który zerwał więzadła krzyżowe. Zagrałem w 47 ligowych meczach i strzeliłem 3 bramki. Grałem także w eliminacjach Ligi Europy. Klub miał jednak coraz większe problemy finansowe i działacze CSKA postanowili mnie sprzedać. Ale pod warunkiem, że nowy klub zapłaci co najmniej 350 tysięcy euro. Ale nie było chętnego, by wyłożyć takie pieniądze i miesiąc później mój kontrakt został rozwiązany z winy CSKA. Klub miał już wtedy potężne problemy licencyjne i finansowe, piłkarze i pracownicy klubu nie dostawali wynagrodzeń. Wkrótce potem wróciłem do Łokomotiwu Płowdiw. W Stomilu, na szczęście, takich problemów jak w CSKA nie było.

Sięgnęli po Bułgara

W Sosnowcu, gdzie podpisał pan nowy kontrakt ambicje są dużo większe niż w Olsztynie, a presja kibiców stale odczuwalna. Da pan radę?

Płamen KRACZUNOW: – Zdecydowałem się na Zagłębie bo to klub z tradycjami i osiągnięciami, a ja mam ambicje grać w Ekstraklasie. Poza tym bardzo dobrze znam trenera Radosława Mroczkowskiego, który trenował mnie w Sandecji. Wówczas nie grałem przeciwko Zagłębiu, które walczyło wtedy w pierwszej lidze, ale znam kilku chłopaków. Chociażby Piotra Polczaka czy też Szymona Pawłowskiego. A czy dam radę? Nie jestem strachliwy, polską piłkę już poznałem, więc nic mnie nie przestraszy. A skoro dawałem sobie radę w lidze bułgarskiej, która swoim poziomem jest podobna do polskiej, to jestem optymistą.

Jak ocenia pan nowe Zagłębie w perspektywie powrotu klubu do Ekstraklasy?

Płamen KRACZUNOW: – Na pierwszych treningach obtarłem sobie piętę, ciężko było włożyć buta. Ale to drobny uraz i nie ma on większego wpływu na moje przygotowania. Najważniejsze, że bardzo dobrze czuję się w Zagłębiu i w ogóle w Polsce. Tak jakbym był w Bułgarii. Za chwilę przyjedzie do mnie rodzina, żona i dzieci, więc będę miał jeszcze większy komfort psychiczny. Awans? Trzeba go zrobić w pierwszym sezonie po spadku, bo potem może być trudniej.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ