Krawiec dobrze kraje…

Momenty dekoncentracji sprawiły, że w 73 sek. Polacy stracili dwa gole, ale potem wszystko wróciło do normy.


Krawiec kraje jak mu materiału staje – to porzekadło pasuje jak ulał do naszej reprezentacji, która przygotowuje się do mistrzostw świata Dywizji 1A w Nottingham. Mobilizacja w środowisku hokejowym jest ogromna i za tym idą wyniki. W kolejnym meczu towarzyskim biało-czerwoni pokonali w Tychach reprezentację Węgier 4:2. To wartościowy rezultat i daje kolejny zastrzyk optymizmu przed najważniejszą imprezą w sezonie.

Przed dwumeczem z Węgrami pojawiły się problemy personalne. Kontuzji więzadeł doznał Maciej Urbanowicz i jego występ w mistrzowskim turnieju stanął pod znakiem zapytania. Byłaby to poważna strata, bo kapitan JKH GKS-u jest typem zawodnika-zadaniowca i z „żelazną” konsekwencją realizuje zadania jakie nakreśla trener. O sporym pechu może mówić młody, utalentowany obrońca z Sanoka, Karol Biłas, który podczas treningu tak nieszczęśliwie upadł, że doznał kontuzji łokcia. Biłas już opuścił kolegów, zaś Urbanowicz jest pod stałą opieką medyczną i wszyscy mają nadzieję, że wróci do treningu.

W pierwszym spotkaniu poza składem pozostali obrońca Jewgieni Kamieniew oraz napastnicy Mateusz Michalski i Dariusz Wanat.Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że zobaczyliśmy zespół, który pojawi się w przyszłą sobotę w Nottingham przeciwko Litwie.

Obie drużyny rozpoczęły ostrożnie i czekały na okazję, by przeprowadzić szybką i skuteczną akcje. W 7 min Dominik Paś otrzymał krążek od Bartłomieja Jeziorskiego i znalazł się w bliskim sąsiedztwie Bence Balizsa. Napastnik JKH GKS-u nie pokonał swojego kolegi klubowego, który z trudnej sytuacji wyszedł obronną ręką. Gdy Filip Komorski przebywał na ławce kar, mieliśmy trochę szczęścia, bo Istvan Baratalis strzelił w boczną siatkę. To był sygnał, że trzeba naszych bratanków skarcić. W 17 min Bence Szabo dość nieudolnie wyprowadzał krążek w strefie neutralnej i odbił się on do łyżwy Pasia. Trafił do Pawła Zygmnuta, a ten błyskawicznie znalazł się w sytuacji sam na sam i nie dał najmniejszych szans golkiperowi gości. Nasi hokeiści zrobili dobre wrażenie w inauguracyjnej tercji, bo grali rozważnie oraz dojrzale i w odpowiednim momencie przyspieszali tempo.

Gra w przewadze jeszcze nie jest do końca dopracowana – tak mówili „sztabowcy” przed spotkaniem. O tym mogliśmy się przekonać podczas podwójnej przewagi. Owszem, posiadaliśmy inicjatywę, ale nie stworzyliśmy poważniejszego zagrożenia. Okazuje się, że łatwiej zdobyć gola podczas gry 5 na 5. W 26 min Łyszczarczyk wyszedł z własnej tercji i idealnie podał do Krystiana Dziubińskiego. To była niezła zaliczka przed kolejną tercją, ale, jak się później okazało, nie do końca. Madziarzy w 73 sek. doprowadzili do remisu. Najpierw Gergo Ambrus, a potem Nandor Fejes pokonali Johna Murraya. Przy drugim trafieniu „Jasiek Murarz” chyba zbyt wolno przemieszczał się od jednego słupka do drugiego i węgierski obrońca potrafił to wykorzystać. To była jednak chwilowa „pomroczność jasna” biało-czerwonych. Nasi hokeiści zwarli szeregi i odzyskali właściwym rytm gry. Znów zaczęli atakować z pasją i uzyskali wyraźną przewagę. Dziubiński ponownie dał nam prowadzenie. Na 2:27 min przed końcem Kevin Constantin wziął czas i wycofał bramkarza. Akos Mihaly za rzucenie Mac bandę poszedł na ławkę kar. Madziarzy grali w komplecie, ale przy pustej bramce i Pasiut przy współudziale kompanów z ataku ustalił wynik.

Wygrana na pewno cieszy, bo przecież Węgrzy to renomowany zespół. Teraz jednak są na innym etapie wtajemniczenia. Biało-czerwoni są na finiszu przygotowań, zaś nasi rywale są w trakcie przygotowań do majowych mistrzostw świata. Liczy się końcowy efekt, a ten jest po stronie biało-czerwonych.

W piątek o godz. 20.15 rewanż na lodowisku w Bytomiu.


POLSKA – WĘGRY 4:2 (1:0, 1:0, 2:2)

1:0 – Zygmunt – Paś (17:22), 2:0 – Dziubiński – Łyszczarczyk – Komorski (25:32). 2:1 – Ambrus – Vincze (45:16), 2:2 – Fejes – Ambrus – Gallo (46:29), 3:2 – Dziubiński – Fraszko – Wronka (48:36, w przewadze), 4:2 – Pasiut – Wronka – Fraszko (58:52, 5 na 5, do psutej)

Sędziowali: Michał Baca i Krzysztof Kozłowski – Wojciech Czech i Michał Żak. Widzów 2000.

POLSKA: Murray; Kruczek – Wajda, Kolusz – Wajda, Kostek – Ciura, Horzelski – Górny; Wronka – Pasiut – Farszko, Dziubiński (2) – Komorski (2) – Łyszczarczyk, Zygmunt – Wałęga – Paś, Jeziorski – Starzyński – Galant. Trener Robert KALABER.

WĘGRY: Balizs; Pozsgai – Hadobas, Fejes – Kiss (2), Garat – Sziranyi, Horvath – Szabo; Gallo – Hari – Papp, Sofron (2) – Bartalis – Vertes, Vincze – G. Nagy (2) – Ambrus, Mihaly (2) – K. Nagy – Koger. Trener Kevin CONSTANTINE.

Kary: Polska – 4 min, Węgry – 8 min.

Liczby

29

STRZAŁÓW oddali biało-czerwoni na bramkę Węgier. Rywale zrewanżowali się 23 uderzeniami.

40

SEKUND biało-czerwoni grali w podwójnej przewadze (kary dla Sofron i Kiss), ale bez żadnych efektów.

51

SEKUND potrzebowali nasi hokeiści, by zdobyć 3 gola w przewadze.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus