Kredyt zaufania

Wiktor Kaczorowski, jak na razie, wykorzystuje szansę, jaką dostał od Dariusza Żurawia. Mimo iż ostatnio nie uchronił swojego zespołu od porażki.


W ubiegłym sezonie Wiktor Kaczorowski był podstawowym bramkarzem Stali Rzeszów. Rozegrał 31 spotkań w II lidze, zaliczył 13 czystych kont, a po rozgrywkach świętował wraz ze swoim zespołem awans na zaplecze ekstraklasy z pierwszego miejsca w tabeli. Wydawało się, że Kaczorowski pozostanie podstawowym bramkarzem zespołu z Podkarpacia.

Stało się jednak inaczej. 21-latek przegrał w letnim okresie przygotowawczym rywalizację o miejsce między słupkami z młodszym o rok Przemysławem Pęksą. Jesienią zadebiutował w barwach Stali na zapleczu ekstraklasy, ale rozegrał tylko jedno spotkanie, przegrane 2:3 z Ruchem Chorzów. Dodatkowo Stal wypożyczyła zimą z Lecha Poznań kolejnego golkipera, Krzysztofa Bąkowskiego. Już wcześniej Kaczorowski rozglądał się za nowym pracodawcą. Podbeskidzie testowało go już pod koniec zeszłego roku, ale transfer definitywny zrealizowano w styczniu br.

Wiadomo było, że zawodnik ten przychodził do Podbeskidzia w charakterze zmiennika Matveia Igonena. Estończyk rozegrał jesienią wszystkie mecze ligowe w podstawowym składzie. Jako pierwszy bramkarz zaczął również wiosnę, ale zaczęły mu się przytrafiać błędy. Najpoważniejszy, o ironio, popełnił w starciu z byłym klubem Kaczorowskiego, czyli ze Stalą Rzeszów. Podał wręcz piłkę rywalowi i w znacznej mierze przez to „górale” spotkania przed własną publicznością nie wygrali. Trener Dariusz Żuraw stracił po tym spotkaniu cierpliwość do reprezentanta Estonii i postanowił dać szansę Wiktorowi Kaczorowskiemu właśnie. Bramkarz ten zadebiutował w barwach Podbeskidzia w wyjazdowym starciu z Ruchem Chorzów.

Następnie zagrał z Chojniczanką Chojnice, a w miniony piątek bronił bramki w meczu przeciwko ŁKS-owi Łódź. I po meczu, jak cały zespół, żałował, że nie udało się zgarnąć chociażby punkt. – Rywal wyszedł na nas wysokim pressingiem, ale byliśmy na to przygotowani – powiedział golkiper Podbeskidzia. – W defensywie graliśmy bardzo konsekwentnie. ŁKS miał większe posiadani piłki, ale niewiele z tego wynikało. Strzeliliśmy bramkę i wydawało się, że mamy wszystko pod kontrolą. Niestety straciliśmy punkty – podkreślił 21-letni zawodnik i trudno jest się oprzeć wrażeniu, że również jego zdaniem Podbeskidzia na punkt w starciu z liderem rozgrywek zasłużyło. – Zmierzyły się drużyny, które preferują podobny styl gry. Nasz plan był taki, by wywieźć z Łodzi nie jeden, ale trzy punkty. Arka bowiem wygrała i znów nam odskoczyła, bo cały czas walczymy o baraże – zaznaczył [Wiktor Kaczorowski].

Przypomnijmy, że Podbeskidzie straciło gola na 1:2 w doliczonym czasie gry. Bramkarz „górali”, podobnie, jak przy pierwszym trafieniu łodzian, niewiele w tej sytuacji mógł zrobić. Wcześniej jednak w tym spotkaniu przynajmniej dwie jego interwencje zasługiwały na najwyższe słowa uznania. W pierwszej połowie kapitalnie interweniował po strzale Macieja Śliwy, a w końcówce meczu zatrzymał Pirulo.

– Czuję się pewnie między słupkami – powiedział golkiper Podbeskidzia. – Dostałem od trenera kredyt zaufania i staram się z niego skorzystać. Wskoczyłem do bramki i chcę pomagać zespołowi najlepiej, jak potrafię – podkreślił Kaczorowski. Na razie nic nie wskazuje na to, że gracz ten wyczerpał ów kredyt i raczej to właśnie on w najbliższą niedzielę wyjdzie w pierwszym składzie Podbeskidzia na mecz, kolejny dla „górali” arcyważny, przeciwko Bruk-Betowi Termalice. Bielszczanie mogą jeszcze pogonić za rywalem z Niecieczy, który znajduje się obecnie w strefie barażowej. I jest nie bez szans na bezpośredni awans do ekstraklasy. Nadchodzący mecz pod Klimczokiem, to jedno z najciekawiej zapowiadających się spotkań 29. kolejki zaplecza ekstraklasy.


Na zdjęciu: Wiktor Kaczorowski zastąpił popełniającego błędy Matveia Igonena. Jak na razie większa wpadka mu się nie przytrafiła.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus