Kręte ścieżki

We wrześniu 2010 roku Jarosław Skrobacz przejął stery walczącej w I lidze Odry Wodzisław, zastępując na stanowisku pierwszego trenera Leszka Ojrzyńskiego. – Na pewno adrenalina była duża, bo po 8 kolejkach mieliśmy tylko 7 punktów – wspomina szkoleniowiec prowadzący dziś GKS 1962 Jastrzębie. – Piłkarzy znałem dobrze, bo wcześniej powadziłem Młodą Ekstraklasę. Zrobiliśmy kilka korekt w składzie i wygraliśmy 1:0 z Polkowicami, które wtedy prowadził Dominik Nowak. Zwycięskiego gola zdobył wtedy dla nas Andrzej Rybski. Ten mecz zapamiętałem jednak z powodu poważnej kontuzji Janka Wosia, który nie zagrał już do końca sezonu.

Łabędzi śpiew

Pod wodzą trenera Skrobacza na półmetku Odra zajmowała w tabeli 8. miejsce, gromadząc w 17 spotkaniach 24 punkty. Runda rewanżowa była zjazdem po równi pochyłej, który zakończył się degradacją do II ligi. – Jesienią wygraliśmy na wyjeździe z Termaliką Nieciecza, a u siebie z GKS-em Katowice, KSZO Ostrowiec, Pogonią Szczecin – przypomina Jarosław Skrobacz. – Wiosna miała być spokojna, ale zimą pojawiła się w klubie grupa czeskich menadżerów-oszustów. Wbrew ich obietnicom do klubu nie trafiły żadne konkretne pieniądze. To była kompletna amatorka, ale spadek nie był winą zawodników. Wielu piłkarzy od nas odeszło, chłopcy z „zewnątrz” nie mieli gdzie mieszkać, a nawet za co kupić sobie jedzenia! Na mecz do Ostrowca Świętokrzyskiego pojechaliśmy trzema samochodami osobowymi, których kierowcami byli Paweł Sibik, Mirek Karpiuk i ja. Dotarliśmy na miejsce 15 minut przed rozpoczęciem spotkania, nic więc dziwnego, że przegraliśmy 0:4. Nie pojechaliśmy na mecz do Szczecina, bo nie można z siebie robić idiotów.

Oczyszczenie” w Katowicach

Potem Jarosław Skrobacz trafił do GKS-u Katowice. Pracował w sztabie Rafała Góraka (obecnie jest trenerem Elany Toruń), w którym byli jeszcze Janusz Jojko, Robert Góralczyk i Paweł Grycman. – Miło wspominam okres pracy na Bukowej, chociaż presja ciążąca na trenerach i piłkarzach była ogromna – wspomina trener Skrobacz. – O ile dobrze pamiętam, to właśnie w tamtym okresie zaczęło funkcjonować słynne hasło „Ekstraklasa albo śmierć”. Zawodnicy tej presji nie wytrzymali, potem tylko Michał Farkasz „odnalazł się” w Zagłębiu Sosnowiec, reszta „zaginęła w akcji”. Po odejściu z Katowic często rozmawiałem z byłym już prezesem Wojciechem Cyganem i Januszem Jojką, wymieniając uwagi na temat drużyny i jej perspektyw awansu do ekstraklasy. Nad ekipą z Bukowej ciąży chyba jakieś fatum, bo niby jest blisko ekstraklasy, ale na finiszu zawsze czegoś brakuje. Tak było, gdy trenerem GKS-u był Jurek Brzęczek, tak było w poprzednim sezonie.

Trampolina

Po okresie pacy w Katowicach Jarosław Skrobacz wylądował w III-ligowym Pniówku Pawłowice Śląskie. Potem był epizod w Rymerze Rybnik i wreszcie angaż w Jastrzębiu, w III-ligowym wtedy GKS-ie 1962. – Praca poza szczeblem centralnym nie jest dla trenera żadna ujmą, czy plamą na honorze – twierdzi szkoleniowiec beniaminka I ligi z Jastrzębia Zdroju. – Wydaje mi się, że każdy trener, na każdym pułapie rozgrywkowym, nie wstydzi się, że pracuje w niższej lidze. Dla mnie miejsce pracy ma drugorzędne znaczenie, najważniejsze, by klub był poukładany, żeby było z kim i gdzie pracować.

Praca w GKS-ie 1962 Jastrzębie jest dla trenera Skrobacza autentyczna trampoliną, z III ligi awansował z drużyną już na zaplecze ekstraklasy. W sobotę czeka go pojedynek z Wigrami Suwałki. – To nie jest przypadkowy zespół, regularnie plasuje się w górnej połówce tabeli – mówi trener Skrobacz. – Na pewno nie pójdą na wymianę ciosów, nastawią się na grę z kontry, a są groźni w szybkim ataku. Dlatego w sobotę musimy zagrać mądrze, by uzyskać korzystny wynik.