Król Szczepan otworzył szampany

Ruch po czterech latach wraca do pierwszej ligi! W finale baraży „Niebiescy” rozbili Motor. Tak jak w środę w Suwałkach wpadało mu wszystko, tak przy Cichej nic. To chorzowianie świętowali.


Różne scenariusze można było kreślić przed finałem baraży, ale raczej trudno było w Chorzowie wyobrazić sobie tak optymistyczny, że na dobrych kilka minut przed ostatnim gwizdkiem spiker Kuba Kurzela będzie apelował, aby kibice stonowali radość i wstrzymali się z wbieganiem na murawę, wiceprezes Marcin Stokłosa będzie już ubrany w okolicznościową białą koszulkę „Awans jest nasz”, a wypowiedź pełnomocnika zarządu Marka Godzińskiego jeszcze w trakcie gry będzie nagrywana do klubowej telewizji. Tak jednak się stało. „Niebiescy” rozgromili Motor. Przed przerwą ustawili sobie ten finał dwiema bramkami, po niej dołożyli kolejne dwie, mogąc świętować powrót po 4 latach na zaplecze ekstraklasy!

Korzystali z prezentów

Mecz decydujący o tym, czy sezon okaże się zwycięski, czy stracony, nie mógł się ułożyć dla Ruchu lepiej. Już w 6 minucie Arkadiusz Najemski ręką zablokował strzał Tomasza Foszmańczyka i sędzia Daniel Stefański bez sekundy zawahania, bez wspomagania się VAR-em, wskazał na 11 metr. Do ustawionej na „wapnie” piłki podszedł Michał Mokrzycki i myląc Sebastiana Madejskiego zarządził… pierwszy tego popołudnia odlot Cichej. „Mokry” pokazał przy tym wielki charakter. Przecież maj zaczął od zmarnowanej spektakularnie – na tę samą bramkę – „jedenastki” ze Zniczem Pruszków, a dzisiaj rozgrywał swój ostatni mecz w Ruchu, bo już od kilku tygodni wiadomo, że odchodzi do Wisły Płock.

Zadbał jednak o to, by jak najgodniej pożegnać się z chorzowską publiką. Prowadzenie „Niebiescy” podwyższyli po niespełna 20 minutach. Fatalny błąd popełnił drugi obok Najemskiego lubelski stoper, Bartosz Zbiciak, gubiąc piłkę na 25 metrze. Z prezentu skorzystał Daniel Szczepan, ze spokojem wygrywając sam na sam z bramkarzem. Chorzów czuł już wtedy zapach pierwszej ligi, a kibice Motoru mogli tylko łapać się za głowy, w jak prosty sposób ich drużynie cel wyślizguje się z rąk.

Goście – bądźmy szczerzy – być może zrobili w I połowie nawet więcej niż Ruch, by strzelać gole. Dla gospodarzy nie było jednak straconych piłek, straconych akcji. Gonili ile sił, z wiarą, nawet gdy sytuacja wydawała się beznadziejna. Tak dwukrotnie zatrzymany został Maciej Firlej – przez Konrada Kasolika i Rusłana Zubkowa – wychodząc oko w oko z Jakubem Bieleckim. Napastnik Motoru okazji miał tyle, by schodzić na pauzę nawet i z hat trickiem. Gdy już chorzowskiemu golkiperowi nie pomagali obrońcy, to pomógł sobie sam, umiejętnie wychodząc z bramki i nogami broniąc strzał Firleja z ostrego kąta.

Aplauz dla weteranów

Gdy drużyna Ruchu zbiegała na przerwę, pożegnały ją brawa na stojąco, ale na świętowanie było zdecydowanie zbyt wcześnie, bo pewnie długo trzeba by szukać w tłumie kibiców optymisty, który rzekłby, że jego ulubieńcy kontrolują ten mecz. Motor miał swoją jakość w ofensywie, był groźny z piłką przy nodze. Tak jak jednak w środowym półfinale w Suwałkach wpadało mu wszystko – tak wczoraj przy Cichej nie chciało wpaść nic. Drugą połowę trener Marek Saganowski zaczął z aż trzema zmianami, wykładając wszystkie karty na stół, wzmacniając ofensywę o Michała Fidziukiewicza, Jakuba Koseckiego i Pawła Moskwika.

Ale ta druga połowa była już dla gospodarzy spokojniejsza, choć mogła zacząć się źle.Wrażenia, że bramka Bieleckiego jest zaczarowana, pewnie już niektórym trudno było się oprzeć na samym początku II połowy – tym razem to Motor otrzymał „łatwego” karnego, ale… zmarnował go Rafał Król, uderzając piłką w słupek! Konstrukcję bramki obił też po przeciwnej stronie boiska – tyle że poprzeczkę – Łukasz Janoszka, który w 63 minucie założył kapitańską opaskę.

Przy aplauzie kibiców boisko opuścił Tomasz Foszmańczyk, a jego koledzy zadbali, by podniosły nastrój trwał. Ruch miał już w tej fazie sporo miejsca na kontry i wykorzystał to. Szczepan ustrzelił dublet wykorzystując idealne dogranie „Ecika”, który również został zmieniony przy „standing ovations”. Z trybun niosła się nie tylko jego ksywka, ale też brawa dla Jakuba Bieleckiego za paradę po „główce” Fidziukiewicza.

Puchar w górę!

Kiedy hat tricka skompletował Szczepan, najlepszy napastnik i chyba też zawodnik Ruchu w przekroju całego sezonu, można już było tylko zakrzyknąć: „Bójcie się chamy, do pierwszej ligi wracamy…”. Podczas gdy zawodnicy Motoru poszli smutnym krokiem w stronę 600 swoich zawiedzionych fanatyków, oddając im koszulki, trwały już przygotowania do szybkiej fety. Murawa wypełniła się kibicami, a zawodnicy, trenerzy, członkowie sztabu, działacze, stanęli przed nimi na trybunie. Były owacje, podziękowania, śpiewy, aż wreszcie – konfetti, puchar, szampan. 14-krotny mistrz już odzyskał godność, teraz z mozołem odbudowuje ligową pozycję. „W drodze do celu” – głosi jedno z haseł obowiązujących przy Cichej. Dwa łatwiejsze przystanki (ale nie łatwe!) – II- i III-ligowe – zostały zaliczone. Teraz ten najtrudniejszy. Ale na razie Chorzów świętuje. Jest co.


Ruch Chorzów – Motor Lublin 4:0 (2:0)

1:0 – Mokrzycki, 7 min (karny), 2:0 – Szczepan, 26 min, 3:0 – Szczepan, 68 min, 4:0 – Szczepan, 84 min.

RUCH: Bielecki – Kasolik, Zubkow, Szywacz – Żuk, Mokrzycki, Sikora (84. Wyroba), Wójtowicz (84. Malec) – Janoszka (75. Marković), Foszmańczyk (67. Stępień) – Szczepan. Trener Jarosław SKROBACZ.

MOTOR: Madejski – Wójcik, Zbiciak, Najemski, Rozmus (46. Moskwik) – Kołbon (46. Fidziukiewicz), Król (73. Ceglarz) – Sędzikowski (86. Polak), Swędrowski, Ryczkowski (46. Kosecki) – Firlej. Trener Marek SAGANOWSKI.

Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 9300.

Żółte kartki: Szywacz, Szczepan – Najemski, Król, Wójcik, Swędrowski, Firlej.


Na zdjęciu: Ta niedziela należała do chorzowian. Ich radość z wykonanego zadania była w pełni uzadadniona.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus