Krótka piłka. Czy to już koniec Przesmyckiego w PZPN?

Najpierw niezwykle mocno eksploatował Szymona Marciniaka, co odbiło się nie tylko na formie naszego eksportowego arbitra. Michał Listkiewicz – a więc guru w tej tematyce – w następujący sposób ocenił politykę wobec naszego wysłannika z gwizdkiem na mundial w Rosji i zrelacjonował późniejszy incydent: – Popełniono błąd, zajeżdżając Szymona, dając mu dwa mecze w tygodniu i jeszcze obarczając VAR-em. Musiał przecież dojechać na te mecze, przygotować się, być skoncentrowanym. Potem miał – i na całe szczęście – kontuzję, więc przynajmniej psychicznie odpoczął. Przeprowadzał remont w domu, walnął stopą w kanapę, i złamał palec. Przypadkowo, ale boleśnie, nie uciekał wcale w tę kontuzję. Trochę pocierpiał, ale przynajmniej głowa jest wyczyszczona, teraz powinno być więc już OK.

Pytanie, czy gapiostwo Marciniaka, gdy nieszczęśliwie kopnął w wersalkę, nie wynikało z przemęczenia i częstych powrotów myślami do błędów popełnionych przez jego zespół w meczu Tottenham – Juventus, pozostanie oczywiście bez odpowiedzi. Należy natomiast zakładać, że gdyby był zdrowy i w pełni formy, znacznie mniej gromów spadałoby na naszych sędziów i ich przełożonego. Co prawda Marciniak raczej nie poprowadziłby finału Pucharu Polski, był bowiem wyznaczony w tym terminie przez UEFA na rewanżowy półfinał w Madrycie w europejskich pucharach, ale mógłby chociaż dać odsapnąć Bartoszowi Frankowskiemu w hicie ligowej kolejki poprzedzającej decydujące starcie w Imprezie Tysiąca Drużyn. Jako rekonwalescent zrezygnował jednak, po konsultacji z Pierlugim Colliną, z wylotu do stolicy Hiszpanii, nie chciał więc też przedwcześnie wracać na krajowe boiska. Nie zluzował zatem kolegi po fachu ze spotkania Lecha z Górnikiem, a Frankowski w Poznaniu zapracował na odesłanie na przymusowy odpoczynek. I to – osobiście – przez prezesa PZPN!

Z kręgów zbliżonych do Zbigniewa Bońka można było usłyszeć, że Zibi był mocno wkurzony na Przesmyckiego, że – zamiast dać odpocząć arbitrowi nominowanemu na finał Pucharu Polski – katował go bardzo trudnym spotkaniem przy Bułgarskiej. Rozgrywanym raptem kilka dni przed najważniejszym – z punktu widzenia związku – majowym meczem. Ewidentnie nie zachowując w ten sposób podstaw BHP.

Znamienne, że o zamianie Frankowskiego na Piotra Lasyka to Boniek – a nie przewodniczący PKS – poinformował w wydanym przez siebie oświadczeniu. Czy to oznacza, że dni Przesmyckiego w PZPN zostały już policzone? Cóż, wcale nie zdziwiłbym się, gdyby po zakończeniu obecnego sezonu doszło do zmiany i nowego rozdania w kolegium arbitrów. W przeciwnym razie Boniek nie decydowałby się przecież na tak drastyczne podkopywanie autorytetu jednego z najbardziej lojalnych współpracowników. Na dodatek takiego, którego wizerunek już w poprzednich miesiącach wydawał się mocno zużyty…