Krótka piłka. Dlaczego nasz futbol jest w przedszkolu?

Dość osobliwego, bowiem w zamian za zgodę na trzeciego obcokrajowca w bez paszportu Unii Europejskiej w ligowych spotkaniach, szef związku wymógł konieczność – od przyszłego sezonu – występów co najmniej jednego młodzieżowca w najwyższej klasie. Abstrahując od zasadności wprowadzania jakichkolwiek limitów, sposób wypracowania porozumienia co najmniej zastanawia. A po prawdzie to nawet martwi, i to bardzo. Nie trudno dojść bowiem do wniosku, że zamiast wspólnie myśleć o poprawie mizernego poziomu krajowego futbolu, ludzie mający najwięcej do powiedzenia w kwestiach rozwoju tej dyscypliny w Polsce, bawią się w zaspokajanie własnych ambicji. Na zasadzie: – Jeśli ty dasz mi łopatkę, ja pożyczę tobie wiaderko, czyli żywcem wyjętej z piaskownicy.

Byłoby zatem naprawdę śmiesznie w tej naszej piłce kopanej, gdyby zarazem nie było tak strasznie. Mundial w Rosji przegraliśmy z kretesem, ubiegłoroczne Młodzieżowe Mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce – jeszcze bardziej dotkliwie, tymczasem decyzyjne gremia nadal bawią się w przedszkolne przepychanki. Spójny system szkolenia, a także promowania, młodych talentów, pod wspólnym nadzorem PZPN, ESA i Ministerstwa Sportu, zasilany gotówkowo z trzech wspomnianych źródeł potrzebny jest na wczoraj. Tymczasem nawet dziś nikt nie myśli, jak bardzo świat ucieknie nam jutro. Tylko trwa bezsensowne wrzucanie na tę samą szalę piłkarzy spoza UE oraz młodzieżowców.

Z punktu widzenia reprezentacji Polski to żadna różnica, czy ekstraklasowe kluby będą sięgać po Węgrów, Słowaków i Hiszpanów, czy też po Ukraińców, Serbów oraz Argentyńczyków. W jakim celu faworyzujemy obywateli UE, choć często ze zjednoczonej Europy do ESA przyjeżdżają słabi, a nawet bardzo słabi, zawodnicy – nie wie chyba nikt. A zamykając rynek przed połową Bałkanów, sąsiadami ze wschodu, Afryką i Ameryką Południową, oddajemy jedynie pole Szwajcarom, czy Belgom. Choć deklaracje – fałszywe – są takie, że właśnie te nacje w futbolu klubowym chcemy gonić. Tymczasem wystarczyłoby – wzorem Niemiec – wprowadzić zapis, że krajowców w szerokiej kadrze powinno być 50 procent plus 1, dodać przy tym zapis dotyczący liczby młodzieżowców (np. 3), zaś resztę pozostawić w gestii klubów, i problem zostałby rozwiązany raz na zawsze.

To co najprostsze, w Polsce bywa jednak najtrudniejsze. Dobrze zatem chociaż, że wycofany na początku czerwca Pro Junior System wróci ostatecznie do ekstraklasy na najbliższy sezon. Bo to autentyczna, niesztuczna zachęta do promowania własnych wychowanków, z czego w kilku klubach potrafią korzystać z głową. Biorąc pod uwagę aktualny skład ekstraklasy, ponadmilionowe kwoty z PJS potrafiły w dwóch minionych latach wyciągnąć tylko cztery kluby: 1. Lech Poznań (2,4 mln), 2. Zagłębie Sosnowiec (2), 3. Górnik Zabrze (1,9), 4. Zagłębie Lubin (1,2). I w ciemno można już zakładać, że teraz także właśnie ten zestaw będzie bił się o miejsca na podium. Tyle że innym nikt nie zabrania udziału w tej konkurencji…