Krótka piłka. Godlewski: Oby futbol wrócił do domu!

Argentyna i Urugwaj odpadły w starciach z Francją, od której były zdecydowanie słabsze, natomiast Brazylia nie dała rady Belgii, choć na dobrą sprawę powinna. Canarinhos połączyli przecież właściwą sobie finezję z dyscypliną i porządkiem, tyle że dopiero w drugiej części meczu z Czerwonymi Diabłami. Pierwszą przegrali w sposób bezdyskusyjny, a potem zabrakło zimnej krwi w dogodnych sytuacjach i odrobiny przychylności sędziów, którzy w sobie tylko wiadomy sposób nie dopatrzyli się rzutu karnego. Nikt jednak nie kazał ludziom Tite spóźniać się na pierwszą część rywalizacji z Belgami, na koniec dnia tak naprawdę kanarkowi winni byli więc sobie sami. Mieli niezbędny potencjał, aby wystąpić w strefie medalowej, nie potrafili jednak wykorzystać tej ewidentnej siły. Zapewne też na decyzje arbitrów wpłynęły wcześniejsze wygłupy – mające miejsce od początku mundialu – Neymara, który genialne akcje przeplatał z parodystycznymi próbami wymuszania jedenastek. Co w kulminacyjnym momencie odbiło się czkawką całemu zespołowi.

Półfinał Francja – Belgia jest oczywiście mocniejszy – i to znacznie – od pary Anglia – Chorwacja, co oznacza, że zwycięzca drugiej pary ma o wiele mniejsze szanse na wywalczenie tytułu mistrza świata. Trójkolorowi i ekipa prowadzona przez Roberto Martineza mieli co prawda trudniejszych rywali w drodze do półfinału, ale nie zostali zmuszeni do męczenia się podczas dogrywek, co może mieć decydujące znaczenie. Pewnie, skala trudności w dzisiejszym bezpośrednim starciu jeszcze wzrośnie, nie wolno jednak zapominać, że dzień więcej na regenerację przed finałem (i meczem o 3. miejsce) to niby detal, tyle że niezwykle istotny. Przy poziomie zmęczenie i kilometrach przebiegniętych przez piłkarzy wszystkich ekip w sześciu wcześniejszych spotkaniach, może okazać się wręcz kluczowy dla wyłonienia mistrza świata i brązowego medalisty.

Osobiście nie pogniewałbym się na finał Belgia – Chorwacja, który mógłby okazać się jednym z najpiękniejszych widowisk mistrzostw w Rosji. Obok wspomnianych już starć Belgów z Brazylijczykami i Francuzów z Argentyną oraz spotkania Portugalia – Hiszpania, w którym oba iberyjskie zespoły zademonstrowały wszystko, co mają najlepszego, a później zaczęły szybko gasnąć. Tegoroczne mistrzostwa są jednak tak piękne – a piękne i niezapomniane są bez wątpienia – także z tego powodu, że niespodziankami sypie na każdym kroku. Zatem z dużą ostrożnością polecam podchodzić do powyższego typu.

O Cristiano Ronaldo, Leo Messim, Robercie Lewandowskim oraz – w mniejszym stopniu – Neymarze wkrótce pamiętać będą już tylko twórcy jedenastek rozczarowań. Życie nie znosi jednak próżni, więc w miejsce zwolnione przez antybohaterów wskoczyli Kylian Mbappe, Eden Hazard, Luka Modrić (na zdjęciu) i Harry Kane. Jak pięknie byłoby, gdyby triumfator mundialu wywodzący się z tego kwartetu odebrał także Złotą Piłkę! Bo wówczas współczesny futbol naprawdę wróciłby do domu.