Krótka piłka Godlewskiego: Kasa, misiu, kasa

Gra w Lotto Ekstraklasie, pomijając premie obiecane przez właścicieli klubów piłkarzom, toczy się przecież o konkretne pieniądze. Kluby zrzeszone w ligowej spółce ustaliły wspólnie – niektóre oczywiście tylko wyraziły zgodę, z góry było bowiem wiadomo, że akurat ta kwestia nie będzie ich dotyczyć – wysokie nagrody za czołowe miejsca w tabeli. Mistrz Polski w sezonie 2017-18 zainkasuje ze wspólnej kasy 4,896 miliona złotych; wicemistrz 3,672 mln, zaś zdobywca trzeciego miejsca – 2,448 mln. Czwarty zespół, który będzie reprezentował nasz futbol w eliminacjach europejskich pucharów może liczyć na premię w wysokości 1,224 mln PLN. Nic, tylko się bić o kasę, która leży na boisku!

Warto odnotować, że w formie nagród za czołowe pozycje rozdysponowana zostanie około 1/12 (słownie: jedna dwunasta) wszystkich wypłat, które otrzymają kluby. W ubiegłym sezonie na konta klubów uczestniczących w rozgrywkach Lotto Ekstraklasy miało wpłynąć 142 miliony złotych, tak zakładał preliminarz budżetowy spółki. Ostatecznie przelana została bowiem kwota o 3,2 miliona wyższa. W tym roku tort, przy którego podziale pod uwagę brane są nie tylko wyniki sportowe, ale też wartość marketingowa klubów i eksponowanie w TV, ma być wart 144 miliony złotych. To znaczy taki jest zapis, ale czynione są starania, aby ponownie globalny zysk szesnastu członków spółki – z tytułu wspólnej sprzedaży praw telewizyjnych i reklamowych – był rekordowy. Ostateczny wynik finansowy poznamy, podobnie jak sportowy, w drugiej połowie maja. Być może pęknie granica 150 milionów złotych, a to suma, która w polskich realiach działa na wyobraźnię. Tyle że aby konkurować w Europie, nawet z rywalami ze średnich lig europejskich, w szybkim tempie przychody należałoby co najmniej podwoić. A do tego potrzeba wspólnych wysiłków wszystkich liczących się podmiotów piłkarskich w kraju. Na czele z PZPN. A zdaje się, że w kontaktach ligowej spółki ze związkiem pojawił się ostatnio impas. I to – o dziwo – głównie za sprawą federacji…

Oczywiście, poza kasą sporo do myślenia dają inne też inne liczbowe zestawienia. Przede wszystkim – tak zwana mała tabela sporządzona po sezonie zasadniczym wyłącznie dla drużyn z grupy mistrzowskiej. Jeśli bowiem po uwagę wzięlibyśmy jedynie (dwu)mecze rozegrane między ośmioma czołowymi zespołami obecnego sezonu, okaże się, że kształt czołówki zasadniczo różniłby się od tej wyłonionej po uwzględnieniu wszystkich spotkań. Najskuteczniejsza w starciach z przeciwnikami z topu, z którymi przyjdzie jeszcze raz zmierzyć się w fazie finałowej ESA 37, była bowiem Jagiellonia. A dopiero za plecami zespołu Ireneusza Mamrota uplasował się Lech (z identycznym dorobkiem jak Wisła Płock), zaś grono drużyn, które zdobywało średnio co najmniej 1,5 punktu w starciach z (umown)ą elitą zamyka zabrzański Górnik. Co oczywiście stanowi dobrą prognozę dla zabrzan. 1,224 miliona złotych nagrody pozostaje bowiem jak najbardziej w zasięgu KSG!