Krótka piłka Godlewskiego. Liga na wariackich papierach

Ba, 225 dni bez zwycięstwa na wyjeździe jest wyróżnikiem lidera tabeli. Witajcie w Lotto Ekstraklasie w sezonie 2017-18! Jednym z najgorszych od lat, ale to żadna pociecha. I nie dajcie sobie wmówić, że kiepski poziom rekompensują emocje, których nie zabraknie do ostatniej kolejki, zarówno w grupie mistrzowskiej jak i spadkowej. Bo jedno z drugim powinno występować w parze, a nie zamia.

Nie dość, że słabe, to nasze rozgrywki są także zupełnie nieprzewidywalne. W pierwszej kolejce rundy finałowej trzech aspirantów to tytułu i gry w eliminacjach Champions League solidarnie przegrało mecze na własnych boiskach, by tydzień później w komplecie zwyciężyć na wyjazdach. Trudno to wszystko logicznie wytłumaczyć, ale jeszcze trudniej zrozumieć decyzje arbitrów. Tam gdzie trzeba, sędzia Daniel Stefański nie był w stanie wykazać się kompetencją na tyle, aby pokazać czerwoną kartkę Robertowi Gumnemu z Lecha Poznań. Z kolei w sytuacji, w której konieczne wydawało się skorzystanie z technologii VAR w spotkaniu Wisły z Legią, w kilkuosobowym zespole Mariusza Złotka zabrakło jednego przytomnego, który odważyłby się na przejrzenie powtórek akcji. Co z kolei skutkowało niezasłużonym wykluczeniem Jarosława Niezgody. O co w tym wszystkim chodzi?

Nawet Arvydas Novikovas, bohater Jagiellonii, i całej kolejki, gość, który wszedł na boisko dopiero po godzinie gry, ale rozruszał białostocki zespół na tyle, że przejął inicjatywę i wbił trzy gole – dwa były autorstwa Litwina, przy jednym zaliczył asystę – zdążył sobie narobić obciachu. Zamiast zwodu a’la Antonin Panenka, egzekwując rzut karny po prostu leciutko podał z jedenastu metrów do bramkarza Korony. Kiedyś w modzie było powiedzenie: „Jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz”, ale dziś absolutnie nie ma na naszych stadionach zastosowania. W lidze wszystko odbywa się bowiem na wariackich papierach. A może po prostu każdy ma takiego Panenkę, na jakiego zasługuje?

Najdziwniejsze jest jednak to, że nadal nad Wisłę, Wartę, ale również na Śląsk przyjeżdżają wysłannicy zagranicznych klubów, aby podpatrywać – a potem wyławiać – najbardziej wyróżniających zawodników z naszych mało poważnych, ale świetnie opakowanych rozgrywek. Zainteresowanie nie dotyczy zresztą, jak mogłoby się wydawać, jedynie kadrowiczów Adama Nawałki. Pisałem na początku roku na łamach „Sportu”, że przejście Arkadiusza Recy z Wisły Płock do Atalanty Bergamo jest już niemal przesądzone. Tymczasem to już nie polega na prawdzie, w ostatnią sobotę w Zabrzu rosłego lewego obrońcę obserwowali bowiem już nie tylko Włosi, ale również przedstawiciele Espanyolu Barcelona, lidera 2. Bundesligi z Duesseldorfu, a także Borussii Moenchengladbach. I wszyscy chcą go kupić!
I bądź tu mądry…