Krótka piłka Godlewskiego. Na bakier ze zdrowym rozsądkiem

Po raz pierwszy – zdaje się, że w ogóle jako pierwsi w polskich mediach – o zapytaniu skierowanym przez właścicieli Lecha (przez wspólnego znajomego) do Adama Nawałki informowaliśmy w piątkowym wydaniu „Sportu”, datowanym na 14 września.

„Kolejorz” był wówczas po 7 meczach, na koncie miał 13 punktów, i plasował się na 4 miejscu w tabeli ze stratą 4 punktów do liderującej wówczas Lechii.

Od tamtej pory do minionej niedzieli, gdy oficjalnie były selekcjoner podpisał ponad 2,5-letni kontrakt z klubem z Wielkopolski, w 9 spotkaniach poznaniacy zdobyli tylko 11 oczek. I osunęli się w tabeli na pozycję numer 8. Powiększyli także stratę do zajmujących pierwszą pozycję gdańszczan do 10 punktów. Zatem pytanie, czy warto było zwlekać i przeciągać rozmowy, jest z gruntu retoryczne.

Nie ma oczywiście sensu, aby zarząd Lecha teraz udawał się na sentymentalną podróż w poszukiwaniu straconego czasu, logiczne przecież, że minione tygodnie zostały przy Bułgarskiej stracone bezpowrotnie. Zresztą nie tylko z winy poznaniaków, bo w tamtym momencie Nawałka – który był świeżo po niesfinalizowanych rozmowach z Legią i regenerował się na urlopie – nie był jeszcze przekonany do podjęcia kolejnej pracy w Polsce. Co jednak nie zmienia faktu, że z 27 możliwych do wywalczenia w omawianym okresie punktów, 16 przeleciało bokiem.

„Kolejorzowi” „udało się” też odpaść z Pucharu Polski, po porażce z pierwszoligowym Rakowem Częstochowa. I właśnie dlatego nie sposób nie zadać pytania, czy naprawdę nowej trenerskiej kadencji w Lechu nie można było rozpocząć w trakcie reprezentacyjnej przerwy? Zwłaszcza że były selekcjoner już wówczas, czyli dzień po spotkaniu z Jagiellonią (dokładnie 12 listopada), szykował się do poniedziałkowych zajęć w Poznaniu?

Szefom „Kolejorza”, a zwłaszcza kibicom poznańskiego klubu wypada życzyć, aby to pytanie nie powróciło w maju, po zakończeniu sezonu. Ktoś może oczywiście powiedzieć, że nic wielkiego się nie stało, skoro poślizg względem pierwotnych ustaleń wyniósł raptem 14 dni, a dodatkowo Lech jeszcze bez Nawałki na ławce wygrał w minioną sobotę z Wisłą Płock.

Tyle taki ktoś musi zdawać sobie sprawę, że komfort pracy trenera w pierwszych dniach w Lechu byłby jednak nieporównanie wyższy niż w zaistniałej sytuacji. Szkoleniowiec mógłby pozwolić sobie choćby na inne – pewnie wyższe – natężenia w mikrocyklu, w którym nie trzeba byłoby szykować formy startowej.

Owszem, Ricardo Sa Pinto także został zmuszony do zorganizowania obozu dochodzeniowego w trakcie rozgrywek w Warszawie, ale warto pamiętać, że ostre zajęcia Portugalczyka skutkowały także rezultatem 1:4 ze wspomnianymi Nafciarzami przy Łazienkowskiej. A dopiero później dały o sobie znać pozytywne skutki naprawy motoryki legionistów.

Skoro władze Lecha zatrudnienie byłego selekcjonera rozważały od wielu tygodni, to bez wątpienia miały dość czasu, aby wszystko poukładać w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Wygląda jednak na to, że byłoby to zbyt łatwe, zbyt oczywiste, zbyt logiczne. Bez dwóch zdań, polska ekstraklasa to naprawdę stan umysłu…

 

Na zdjęciu: Adam Nawałka podpisał kontrakt z poznańskim klubem na 2,5 roku.