Krótka piłka. Liga zdominowana przez przypadek

To znaczy kiedy Ruch Chorzów za kadencji (pierwszej) Waldemara Fornalika w jednym sezonie walczył o ligowe pudło, to wiadomo było, że w kolejnym będzie bronił się przed spadkiem. I na odwrót. Podobnie było z Jagiellonią Michała Probierza, choć dopiero w drugiej kadencji tego szkoleniowca w Białymstoku. Sinusoida pewnie niespecjalnie podobała się fanom Niebieskich i tym z Podlasia, ale przynajmniej można było mówić o jakiejś prawidłowości i powtarzalności. Tymczasem teraz trudno oprzeć się wrażeniu, że rozgrywającym – głównym, a być może nawet jedynym – jest… przypadek.

Skoro jesienią ubiegłego roku na przykład Cracovia i Pogoń cieniowały, a wiosną stabilizowały zawodowe pozycje trenerów Probierza i Kosty Runjaicia, to w rundzie jesiennej należało się spodziewać…xxx. Jeśli natomiast Zagłębie Lubin prowadzone przez Piotr Stokowca grało jesienią poniżej oczekiwań, zaś Lechia, którą przejął wiosną nadal dołowała, to w rundzie jesiennej gdańszczanie pod kierunkiem tego szkoleniowca powinni…xxx. Gdy Lech wygrał rundę zasadniczą ubiegłego sezonu – i wydawało się, że pewnie zmierza po tytuł mając cztery spotkania w od dawna niezdobytej twierdzy Poznań, to – … przegrał wszystkie mecze przy Bułgarskiej w rundzie finałowej i w tabeli końcowej spadł o dwa miejsca.

Tę alogiczną wyliczankę można by kontynuować, bo przewidywalność Lotto Ekstraklasy jest na dobrą sprawę żadna. W zasadzie od trzech lat scenariusz powtarzał się tylko w przypadku jednego klubu – Legii. Z góry można było zakładać, że latem będzie zawodziła w kraju, jakimś cudem przepchnie się do fazy grupowej Ligi Europy, najpóźniej w lutym z niej odpadnie, być może po drodze wyleci też z Pucharu Polski, ale na koniec inni i tak przegrają z zespołem z Łazienkowskiej walkę o tytuł. Tak właśnie – to nie Legia wygra, tylko konkurenci odpadną jeden po drugim na którymś etapie rywalizacji, a potem ciąg zdarzeń będzie można odtworzyć. Tyle że odkąd jedynym właścicielem Legii został Dariusz Mioduski, zatarł się mechanizm, dzięki któremu stołeczny zespół jakim sposobem dawał radę, a w każdym razie zarabiał miliony euro płacone przez UEFA, w Europie…

Dziś Lotto Ekstraklasa nie ma żadnego lidera (nie wspominając o pożądanych dwóch, czy trzech). O ile w myśl wyświechtanego powiedzenia na Starym Kontynencie nie ma już słabych drużyn, o tyle w Polsce są wyłącznie słabe. Nie ma kto pociągnąć i napędzić rozgrywek, w efekcie cała liga idzie – sukcesywnie i coraz mocniej – w dół. Każdy może wygrać z każdym, ale nie dlatego, że np. Górnik stawia na młodzież, Lubin ma oparcie w miedziowym kombinacie, Cracovię ustabilizował na przyzwoitym poziomie profesor Janusz Filipiak, Lech ma najlepszą akademię, zaś Legia jest najbogatsza. Każde racjonalne wytłumaczenie nadaje się bowiem wyłącznie do kosza. Brakuje ciągłości, powtarzalności, konsekwencji w prowadzeniu klubów. W naszych rozgrywkach decyduje jedynie przypadek…