Krótka piłka mundialowa. Godlewski: Wróciły najgorsze koszmary

Na dodatek 1:2 z Senegalem trochę zaciemnia obraz, bo rywale byli znacznie bardziej dojrzałym zespołem, górowali nad biało-czerwonymi przez większość spotkania we wszystkich aspektach gry. Robertowi Lewandowskiemu pozwolili na przeprowadzenie tylko jednej godnej odnotowania akcji, ogólnie skutecznie bronili i zdominowali środek pola. Dlatego nikt nie powinien się łudzić, że przegraliśmy pechowo – choć rzeczywiście los uśmiechnął się Afrykanów. Rywale w pełni bowiem zasłużyli na zwycięstwo; byli po prostu lepsi, to oni podyktowali warunki.

Nasi piłkarze nie zostali odpowiednio mentalnie przygotowani do wtorkowej rywalizacji, do momentu samobójczego trafienia Thiago Cionka jedynie klinczowali. Dominowały najprostsze rozwiązania na boisku, zagrania do najbliższego partnera stanowiły zdecydowaną większość, mimo że przy niezwykle zawężonym polu gryu aż prosiło się o podania za linię obrony rywali. Nie miał jednak kto pokierować naszą drugą linią, Grzegorz Krychowiak długo przegrywał prawie wszystkie biegowe pojedynki do piłki, w efekcie szybko zaczął pracować na czerwoną kartkę (którą mógł nawet obejrzeć przed przerwą, ale sędzia nie sięgnął po raz drugi po żółty kartonik). Natomiast Piotr Zieliński po kilku stratach, stracił odwagę, więc nie miał kto dostarczać piłki do Lewandowskiego. A że Arkadiusz Milik celował głównie w stratach, o skonstruowanie akcji podbramkowej było bardzo trudno.

Po przerwie Maciej Rybus wypracował dobrą sytuację Łukaszowi Piszczkowi, zaś ten drugi Milikowi, ale kończące ataki uderzenia były niecelne. I to oprócz gola głową Krychowiaka i wspomnianego rzutu wolnego Lewandowskiego byłoby właściwie wszystko, o czym w ogóle warto wspomnieć. Kluczowe okazały się indywidualne błędy dotychczasowych liderów. Piszczek zbyt łatwo stracił piłkę przy pierwszym golu dla Senegalczyków, natomiast Krychowiak zaliczył asystę przy drugim trafieniu rywali. Działały prawa Murphy’ego, jeśli coś miało się nie udać, nie udawało się właśnie biało-czerwonym. Jan Bednarek nie zauważył nawet, że M’Baye Niang wrócił na boisko zza linii bocznej i nie zaasekurował piłki od tej strony, od której wbiegł napastnik rywali…

Najsmutniejsze jest to, że szybkościową przewagę Afrykanów trzeba było z góry brać pod uwagę, wydawała się bowiem oczywista, na co uwagę zwracał w przedmeczowym wywiadzie dla „Sportu” Andrzej Grajewski. A w ślad za tym poszła jeszcze większa agresywność rywali, a nawet dobór lepszej taktyki. Zatem pytanie, czy selekcjoner Adam Nawałka nie popełnił błędu decydując się na ultra ofensywny wariant z Milikiem i Zielińskiem za plecami Lewandowskiego, zamiast z drugim piłkarzem o charakterze szóstki u boku Krychowiaka aż prosi się o zadanie. Atakiem bowiem w ogóle nie postraszyliśmy Senegalczyków, natomiast pod naszą bramką ewidentnie zabrakło asekuracji.

Wróciły zatem koszmary z mundiali w Korei i Niemczech, rozegranych na początku obecnego stulecia, kiedy po przegranym meczu otwarcia, przychodziły spotkania o wszystko, a stawką ostatnich gier w fazie grupowej był już jedynie honor. Czy obecną reprezentację i selekcjonera Nawałkę stać jeszcze na powrót do gry o wyjście z grupy w rosyjskim turnieju, oczywiście dopiero się przekonamy. Jeśli jednak właściwie tylko Michał Pazdan zagrał we wtorek na oczekiwanym poziomie, to – niestety – trudno o optymizm…