Krótka piłka mundialowa. Katastrofa w Kazaniu odarła nas ze złudzeń

Ćwierćfinaliści poprzedniego mundialu w bardzo bolesny sposób wskazali zespołowi Adama Nawałki miejsce w szeregu obnażając wszelkie słabości. A było ich naprawdę wiele. Zbyt wiele, aby z podniesionymi czołami kończyć rywalizację w pierwszej fazie turnieju. Smutna prawda jest taka, że o ile nasz selekcjoner wspierany przez władze PZPN, potrafił przechytrzyć ranking FIFA, o tyle nie zdołał odpowiednio przygotować drużyny narodowej do skali wymagań w finałach mistrzostw świata.

Nie poradziliśmy sobie w Rosji nawet pod względem motorycznym, brakowało sił i dynamiki, nie wspominając o zaawansowaniu taktycznym. Organizacja gry istniała jedynie teoretycznie, zaś pod względem mentalnym nasz zespół prezentował odpowiednie nastawienie tylko w końcówce starcia z Senegalem, i na początku wczorajszej potyczki… W sumie nie więcej niż trzy kwadranse. W pozostałych fragmentach głowy były pozwieszane, a z podkulonymi ogonami nie sposób zaprezentować właściwiej agresji, Niestety, po raz kolejny na dużym turnieju zawiódł Robert Lewandowski, nie mieliśmy w składzie nawet namiastki lidera, który porwałby całą grupę do gry na maksimum. Kapitan w dwóch meczach w grupie H miał raptem dwie sytuacje, trudne zresztą do wykorzystania. Reprezentacja Polski zawiodła na całej linii, i zasłużenie wróci do domu już po pierwszej fazie turnieju, na dodatek z łatką jednego z najsłabszych zespołów turnieju. Nikt nie powinien mieć zatem wątpliwości, że pewien etap w funkcjonowaniu kadry się zakończył, być może również misja Nawałki. Na rozliczenia czas przyjdzie już wkrótce, tuż po spotkaniu o honor z Japonią.

Polski zespół nawet nieźle wszedł w mecz z Kolumbią, z dużą agresywnością, właściwie zakładając, że to jedyna słuszna strategia w starciu z rywalem, który jest lepiej wyszkolony. Lewandowski z Dawidem Kownackim zakładali wysoki pressing, czego zupełnie brakowało w starciu z Senegalem, natomiast Jacek Góralski z Grzegorzem Krychowiakiem pewnie asekurowali trójkę stoperów, i przez dwa kwadranse zespół Jose Nestora Pekermana nie był w stanie przedostać się na przedpole bramki Wojciecha Szczęsnego. Tyle po upływie 30.minuty na boisku grała już tylko jedna drużyna. Po serii nieskutecznych prób uruchomienia Lewandowskiego dalekimi podaniami, Juan Cuadrado wziął sprawy w swoje ręce, zaktywizował też Jamesa Rodrigueza oraz Juana Quintero i Kolumbijczycy zaczęli coraz mocniej wirować naszymi defensorami. Cuadrado potrafił w polu karnym mijać po dwóch naszych piłkarzy, ale przed utratą pierwszego gola oddał piłkę Rodriguezowi, który tak sprytnie dograł w pole bramkowe, że futbolówka znalazła się poza zasięgiem zarówno Jana Bendarka jak i Szczęsnego. A to był dopiero początek nieszczęścia…

Wszystko, co działo się po przerwie w Kazaniu, najlepiej byłoby jak najszybciej wymazać z pamięci. Bo to był koszmar w wykonaniu naszych piłkarzy, którzy na tle rozpędzonych Kolumbijczyków prezentowali się niczym niedojrzali nowicjusze. To nie była piękna katastrofa, tylko niezwykle przykra egzekucja na naszych marzeniach. Niestety, obecna generacja polskich piłkarzy nie okazała się na mundialu lepsza od dwóch poprzednich, które w XXI wieku uczestniczyły w MŚ. Tylko równie, a może jeszcze bardziej nieporadna…