Krótka piłka. Nasz futbol nie jest romantyczny

Gościom zabrakło nie tylko charakteru, żeby w ogóle podjąć walkę. Natomiast gospodarze skoncentrowali się na wykorzystaniu atutów motorycznych wypracowanych już pod okiem Ricardo Sa Pinto. Portugalski szkoleniowiec nie miał jednak pretensji o jedynie cztery celne strzały gospodarzy, skwitował to krótko: – Piłka nożna nie jest romantyczna. Ważne, żeby wygrać mecz.

To zresztą zastanawiające, że zagraniczni trenerzy mający pojęcie o tym fachu – tacy jak Stanisław Czerczesow, czy właśnie Sa Pinto – pracę w Polsce zaczynają… od podstaw. Receptą Portugalczyka, podobnie jak wcześniej Rosjanina, na bolączki zawodników było danie im solidnie w kość. Legioniści od 13 sierpnia często trenowali po dwa razy dziennie, a zdarzało się, że przedpołudniowe ciężkie zajęcia trwały nawet ponad 2,5 godziny. Efekty tego swoistego obozu dochodzeniowego przyszły po miesiącu.

W spotkaniu z Lechem legioniści przebiegli w sumie ponad 118 kilometrów (rywale o 9 km mniej), z czego 2,35 kilometra sprintem (rywale prawie o 1 km mniej) i 8,09 kilometra szybkim biegiem (rywale o ponad 2,5 km mniej). Wychodzi więc na to, że poznaniacy przegrali klasyk jeszcze przed wyjściem na boisko. Statystycznie, każdy ze stołecznych piłkarzy z pola był w stanie zrobić także o 4 sprinty więcej od rywala z Wielkopolski, łącznie ludzie Sa Pinto wykonali ich 128.

Futbol to oczywiście nie (tylko) matematyka. Wystarczy jednak porównać niedzielne osiągi legionistów z ich wynikami z kadencji Deana Klafuricia, żeby dojść do wniosku, że zawodnicy mistrza Polski przystąpili do sezonu w zasadzie… nieprzygotowani. Na przykład w Kielcach, w 2. kolejce obecnego sezonu byli w stanie przebiec aż ponad 11 kilometrów mniej niż w spotkaniu z Lechem, w tym o ponad 3 mniej szybkim biegiem i sprintami, których jako zespół wykonali aż o 30 mniej niż przeciw Kolejorzowi. Zatem na pytanie, czy Legia mogła wyeliminować Słowaków z Trnawy i luksemburskie Dudelange, odpowiedź jeszcze raz brzmi: nie. Chorwacki trener nie miał pojęcia o przygotowaniu formy biegowej, a silił się na przestawianie zespołu na grę z trzema stoperami. To tak, jakby absolwent gimnazjum chciał dostać się na studia wyższe z pominięciem liceum.

Tymczasem teraz Legia wróciła do korzeni – zaproponowanych niegdyś przez Czerczesowa – także jeśli chodzi o styl gry, który był daleki od wyrafinowanego. Sa Pinto uznał zatem najwyraźniej, że nie potrzeby – zważywszy na poziom ligi – bawić się w bardziej skomplikowaną taktykę. Albo że na tym etapie wspólnej pracy jego podopieczni po prostu nie będą w stanie ogarnąć bardziej zaawansowanej strategii.

A że futbol w Polsce rzeczywiście nie jest romantyczny, najboleśniej przekonują doniesienia „Głosu Wielkopolskiego”. Reporterzy regionalnego dziennika ustalili, że przed poprzednim starciem Lecha z Legią w Poznaniu, szef stadionowych bandytów mieniących się fanami Kolejorza, nakłaniał nie tylko do przerwania meczu (niestety, skutecznie), ale też gotów był zapłacić kompanom 100 złotych za trafienie racą bramkarza gości. Przerażające to i straszne…