Krótka piłka. Oby Brzęczek nie dał się zwariować!

Piłka szuka reprezentanta Polski w okolicach bramki przeciwnika, a jeszcze ważniejsze, że go słucha. Trzy gole wbite w trzech meczach najlepiej dowodzą, z jakiego kalibru Pistoletem mamy – a raczej mają rywale z Serie A – do czynienia. Dodatkowo w starciu z AS Roma nasz rodak błysnął także technicznym fajerwerkiem, przyjmując piłkę w biegu postawną nogą. A to dowód nie tylko dużych umiejętności, ale także pewności siebie. Pewności bezczelnej. Lecz trudno, aby była inna, skoro nie tylko do Genui, ale też na San Siro wprowadził się po prostu jak do siebie.

Eksplozja formy Piątka i jego rozwój w gigantycznym tempie na włoskich boiskach – które nie zaskoczyło chyba tylko trenera „Pasów” Michała Probierza – wywołały w Polsce dyskusję, czy Jerzy Brzęczek nie powinien wiosną zastosować w kadrze ustawienia z trzema napastnikami. Arkadiusz Milik też przecież rośnie aż miło w Italii w obecnym sezonie, zaś pozycja Roberta Lewandowskiego jest niepodważalna. Logika podpowiada jednak, że selekcjoner musi być odporny na podobne sugestie i wywieraną w ten sposób presję. Choćby z tego powodu, że Wojciechowi Łazarkowi nie udało się kiedyś wygrać meczu eliminacji Euro z Cyprem mimo wystawienia aż pięciu atakujących. Szkoleniowiec zwany Baryłą zapomniał o odpowiednim balansie w zespole i słono za to zapłacił. A przecież obecna Austria, z którą biało-czerwoni zmierzą się na inaugurację kwalifikacji ME jest zespołem znacznie silniejszym niż ówczesny Cypr…

Nawet jeśli Lewandowski potrafi odnaleźć się na pozycji numer dziesięć, zaś Milik także na lewym skrzydle – a tylko Piątek jest aktorem charakterystycznym z pozycji numer 9 – to nie wolno zapominać, że mamy do czynienia z trzema rasowymi środkowymi napastnikami. Zatem rozsądne wydaje się, że w wyjściowym składzie powinno być ich maksymalnie dwóch. A jeśli selekcjoner uznałby, że optymalne na wyjazdowy mecz w Wiedniu – z uwagi na siłę gospodarzy – jest ustawienie z jednym tylko nominalnym atakującym, to jego świętym prawem jest wybór właśnie takiej taktyki.

Człowiek, który witał Brzęczka-piłkarza w ekstraklasowej Olimpii Poznań, trener Jarosław Szuba, ma na ten temat nieco inne zdanie, które zresztą niedawno przypomniał asystentowi selekcjonera Tomaszowi Mazurkiewiczowi. Takie mianowicie, że rolą każdego szkoleniowca jest znalezienie miejsca w wyjściowej jedenastce wszystkim aktualnie najlepszym piłkarzom, których ma do dyspozycji. W myśl wspomnianej zasady postąpił na przykład Antoni Piechniczek. Podczas finałów MŚ’82 nie przesunął Zbigniewa Bońka na rezerwę – tylko do ataku, mimo że kupiony już przez Juventus zawodnik wcześniej nie był napastnikiem. Co zaprocentowało awansem biało-czerwonych aż do półfinału turnieju w Hiszpanii. Tyle że wówczas roszada dotyczyła tylko jednego gracza, i nie wiązała się z przemodelowaniem całego naszego systemu gry. A to naprawdę istotna uwaga.

Banalna prawda jest zresztą taka, że Brzęczek ma wygrywać mecze w kwalifikacjach Euro. Nie zadowalać domorosłych taktyków ustawieniem wyjściowej jedenastki. Obowiązkiem selekcjonera jest zatem nie dać się zwariować.