Krótka piłka. Ostatni będą pierwszymi?

Zapytany publicznie o powód powrotu do zajęć dopiero 14 stycznia, z właściwym sobie wdziękiem i szerokim uśmiechem odparł, że… ostatni będą pierwszymi. Podał jednak również racjonalne argumenty. Otóż chciał, aby piłkarze Kolejorza – którzy oczywiście dostali solidną pracę domową – poczuli głód pracy w zespole. I gruntownie zresetowali się mentalnie po trwającej pół roku poprzedniej rundzie. A nie mniej istotnym powodem miała być chęć wyjałowienia organizmów z wszelkich śladów suplementacji.

Nawałka już w pracy z reprezentacją Polski dał się poznać nie tylko jako pracoholik, ale i maniak pionierskich rozwiązań. I choć głośno nie zostało to wypowiedziane, należy chyba zakładać, że po prostu doszedł do wniosku, że stosowana wcześniej w klubie z Bułgarskiej suplementacja była do kitu.

Albo przynajmniej niedostosowana do standardów jego pracy. Stąd przed zmianą dozwolonego wspomagania chciał, aby wszystko co chemiczne, zostało wypłukane z organizmów przez zawodników. Czyli podobnie jak w kadrze, znów sięgnął do podstaw. Tyle że kuracji uzdrawiającej nie mógł podjąć z marszu, musiał poczekać do pierwszego dogodnego momentu. Czy tym prostym w sumie pociągnięciem doprowadzi do osiągnięcia magicznego efektu w zespole?

Oczywiście, dopiero się o tym przekonamy. Nie sposób natomiast nie zauważyć, że Nawałka już zaczarował właścicieli Lecha, skoro od stycznia do pracy w Poznaniu zdołał zaangażować kolejnego swojego człowieka – analityka Gerarda Juszczaka. Koszty pracy sztabu Kolejorza dodatkowo zatem wzrosną, ale przy Bułgarskiej pewnie nawet główny księgowy nie robi z tego wielkiego zagadnienia. Bowiem, wedle wtajemniczonych, na pracę ekipy Nenada Bjelicy, który został zwolniony na finiszu poprzednich rozgrywek, wielkopolski klub przeznaczał jedynie 20 procent mniej niż obecnie wykłada na szkoleniowców pierwszego zespołu. A to w sumie niewielka różnica. Zwłaszcza – jeśli się zważy na oczekiwania, z jakimi – i słusznie – przywitano Nawałkę.

Inna sprawa, że trzeba się liczyć także, iż znacznie droższe niż wcześniej okażą się także dodatki – począwszy od suplementów, przez dodatkowy sprzęt, po ultranowoczesne technologie – po które w pracy sięga były trener reprezentacji Polski. Niewątpliwie niezbędne, ale tylko do momentu, gdy eks selekcjoner nie przekombinuje. W PZPN popadł podobno w niełaskę, kiedy kwadratowe stoły w sali analiz chciał zamieniać na okrągłe (albo na odwrót). Bo to było już posunięcie ocenione przez jego ówczesnych pracodawców jako wręcz szamańskie. Wcześniej jednak związek, a przede wszystkim zespół narodowy, świetnie wychodził na kosztownych innowacjach. Jeśli zatem w Poznaniu Nawałka nie przesadzi, ostatni (w powrocie do treningów) rzeczywiście mogą być pierwszymi (na mecie sezonu). A w każdym razie jest na to szansa.