Krótka przygoda „górali”

Podbeskidzie odpadło z Pucharu Polski bardzo szybko. Pierwszoligowiec nie dał rady występującemu o klasę rozgrywkową niżej Motorowi Lublin.


Trenerzy Podbeskidzia, Piotr Jawny i Marcin Dymkowski, dokonali kilku zmian w stosunku do ustawienia, w jakim najczęściej ich zespół rywalizuje w I lidze, ale na pewno nie można powiedzieć, że na starcie z Motorem Lublin desygnowali do gry rezerwowy skład. Jeżeli idzie o „żelaznych” w drużynie spod Klimczoka, to zabrakło Martina Polaczka, Konrada Gutowskiego, Daniela Mikołajewskiego, Julio Rodrigueza i Giorgi Merebaszwilego, a swoje szanse otrzymali inni zawodnicy. „Górale” nieźle weszli w mecz. Starali się kreować sytuację i – jak to często bywa – stracili gola.

Tomasz Kołbon wykorzystał gapiostwo defensywy „górali” i wyszedł „sam na sam” z Michalem Peskoviciem. Pomocnik Motoru najpierw trafił w słupek, ale po chwili – przy próbie dobitki – był faulowany i sędzia wskazał na 11 metr. Bezbłędnym egzekutorem karnego okazał się Maciej Firlej i gospodarze objęli prowadzenie. Lublinianie poczuli krew i chwilę później mogli podwyższyć swój kapitał, ale Tomasz Swędrowski został powstrzymany. Podbeskidzie potrzebowało chwili, by się otrząsnąć. A następnie, jeszcze przed przerwą, mieli „górale” szanse na to, by wyrównać. Najpierw jednak Marerko Roginić zbyt daleko wypuścił sobie piłkę, a następnie Michał Janota, po ładnie rozegranej akcji, uderzył zbyt lekko, a w dodatku zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, by piłka wpadła do bramki. Pod koniec pierwszej połowy niezłą okazję na gola, po fatalnej stracie bielszczan w środku pola, mieli jeszcze gospodarze. Ale Vitinho, który przejął futbolówkę, popędził w kierunku bramki i do momentu strzału wszystko zrobił dobrze. Samo uderzenie pozostawiło jednak bardzo wiele do życzenia.

Na początku drugiej połowy wydawało się, że Podbeskidzie ruszy do ataku. Kilka zagrań graczy trenerów Jawnego i Dymowskiego było nawet obiecujących, ale szybko się okazało, że trener Marek Saganowski ma swój pomysł na tę część spotkania. Motor miał bowiem robić wszystko, by wybijać rywali z uderzenia i trzeba przyznać, że wychodziło to drugoligowcowi bardzo dobrze. Na dodatek lublinianie potrafili być groźni w kontratakach i wszystko wskazywało na to, że skromne prowadzenie dowiozą do końca spotkania. Tak też się stało i przygoda Podbeskidzia w tej edycji Pucharu Polski trwała bardzo krótko.

Motor Lublin – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:0 (1:0)

1:0 – Firlej, 15 min (karny).

MOTOR: Madejski – Kusiński, Błyszko, Cichocki, Rozmus – Wójcik (77. Ceglarz), Swędrowski, Firlej (78. Fidziukiewicz), Kołbon (83. Król), Polak – Vitinho (67. Ryczkowski). Trener Marek SAGANOWSKI.

PODBESKIDZIE: Pesković – Bonifacio (75. Roman), Bieroński, Kowalski-Haberek. Wypych, Gach (71. Gutowski) – Frelek, Janota, Polkowski (76. Milaszius) – Biliński, Roginić (75. Wełniak). Trenerzy Piotr JAWNY i Marcin DYMKOWSKI.

Sędziował Radosław Trochimiuk (Ciechanów). Widzów 2169. [Żółte kartki:] Firlej, Błyszko, Kusiński – Wypych, Bieroński, Bonifacio, Roginić.


Na zdjęciu: Ezequiel Bonifacio (z lewej) pierwszy raz zagrał w barwach Podbeskidzia od pierwszej minuty, ale jego zespół odpadł z Pucharu Polski.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus