Krulicki: Za dużo przestojów

Sen o play offie został przerwany przez ZAKSĘ. Czuję pan zawód?
Bartłomiej KRULICKI: – Na finiszu sezonu zasadniczego mieliśmy matematyczne szanse awansu, ale też trudny terminarz. Musieliśmy wygrać z ZAKSĄ oraz Jastrzębskim Węglem i czekać na potknięcie siatkarzy z Zawiercia. Tak się jednak nie stało, bo przegraliśmy z liderem tabeli. Nasze szanse zostały zminimalizowane już w trakcie sezonu. Można teraz gdybać, co by było jakbyśmy wygrali dwumecz z Lubinem, nie stracili punktów w spotkaniach z Będzinem i pokonali Bydgoszcz. Wówczas bylibyśmy w innym miejscu. Ale mleko się rozlało i trzeba się skupić na grze o jak najwyższe miejsce.

Odnoszę wrażenie, że nie zmusiliście siatkarzy ZAKSY do większego wysiłku. Gdzie są źródła niepowodzenia?
Bartłomiej KRULICKI: – Elementów, które wpłynęły na końcowy wynik, jest sporo. Przede wszystkim popełniliśmy więcej błędów własnych, a ponadto niezbyt dobrze się czuliśmy w polu serwisowym. Zagrywka w naszej hali była zawsze naszym atutem, serwowaliśmy z odpowiednią siłą, a tym razem było więcej pomyłek, a ponadto rywale nie mieli kłopotu z przyjęciem. Nasza gra mocno falowała i to wszystko sprawiło, że niewiele zdziałaliśmy w tym meczu. Proszę pamiętać, że graliśmy z renomowanym rywalem, bardziej doświadczonym i głównym kandydatem do złota.

http://sportdziennik.pl/sen-o-play-offach-skonczony/

A może tajemnica waszej postawy tkwi w sferze mentalnej?
Bartłomiej KRULICKI: – Być może tak jest, bo przecież w I secie przegrywaliśmy już 20:23, a potem rywale mieli piłki setowe, ale go wygraliśmy. Wówczas dobrze funkcjonowały blok i obrona oraz byliśmy pewni w ataku. Z kolei w IV secie zbliżyliśmy się do rywali na jeden punkt (22:23), ale nie zmusiliśmy rywali do kolejnego błędu. Szkoda, ale ZAKSA była silniejsza.

Gdzie pana zobaczymy w przyszłym sezonie?
Bartłomiej KRULICKI: – A to zobaczymy. Teraz za wcześnie o tym mówić. Najpierw trzeba osiągnąć 7. lokatę z GKS-em Katowice, a potem zastanawiać się nad miejscem pracy.

 

Na zdjęciu: Bartłomiej Krulicki