Kto będzie miał widok z góry?

2:3, 5:2 i 4:3 po dogrywce – to wyniki dotychczasowych meczów Tauronu KH GKS Katowice z GKS-em Tychy. Obrońcy tytułu mistrzowskiego mają 5 pkt. przewagi nad katowicką ekipą i przy ewentualnym zwycięstwie tyszanie będą patrzyli na wszystkich z góry. Natomiast po wygranej katowiczan rolę się odwracają, bo ci zmniejszą stratę i mają jeszcze do rozegrania dwa spotkania – w niedzielę z Zagłębiem Sosnowiec oraz zaległe we wtorek z Unią Oświęcim.

Zmęczenie musiało przyjść

Hokeiści z Katowic przez 22 mecze kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa i uzyskali przewagę 12 pkt. nad tyskim GKS-em. Wydawało się więc, że pewnie sięgną po pierwszą lokatę po sezonie regularnym. Jednak w dobrze funkcjonującym zespole zaczęły się zakłócenia. W grudniu Tauron zanotował dość nieoczekiwane porażki z Automatyką w Gdańsku 3:4 oraz na „Jantorze” z Energą Toruń 0:3.

– Tułaczka po obcych lodowiskach prawie od początku października oraz treningi „kątem” w Janowie dały się we znaki – wyjasnia kapitan Tauronu, Tomasz Malasiński. – Ponadto graliśmy w półfinale Pucharu Kontynentalnego i w końcu nastąpiło załamanie formy. To jednak naturalna kolej rzeczy, choć przegrana w półfinale Pucharu Polski z Jastrzębiem mocno nas zabolała, bo przecież mieliśmy ochotę na to trofeum.

Plaga kontuzji

Po przyjeździe z Belfastu, gdzie zajęli trzecie miejsce w Pucharze Kontynentalnym, katowiczanie musieli odrabiać zaległości ligowe,grając co dwa dni. Do tego doszła plaga kontuzji. Jeszcze w listopadzie Malasiński złamał palec i musiał pauzować 6 tygodni.

Potem Grzegorz Pasiut miał operację pachwiny, po której może wróci na drugą rundę play offu. A teraz w zespole jest istny… szpital: Jakub Wanacki (bark), Martin Czakajik (złamane śródręcze), Bartosz Fraszko (bark), Oskar Krawczyk (nadgarstek), Mikołaj Łopuski (pachwina) i Jesse Jirkkio (chory). Dwaj ostatni może dzisiaj wyjadą na lód. W ostatnim meczu katowiczanie z biedą „sklecili” trzecią formację, desygnując napastników do defensywy.

– Co nas nie zabije, to nas wzmocni – mówi dyrektor sportowy, Roch Bogłowski. – Na dobrą sprawę myślami jesteśmy już przy play offie, ale o odpuszczaniu meczu z Tychami nie ma mowy. Tutaj chodzi nie tylko o punkty, ale również o prestiż.

Zatarte ślady

W trakcie rozgrywek tyszanie, mający za sobą występy w Lidze Mistrzów, też mieli kilka wpadek m.in. przegrane w Bytomiu czy z Energą Toruń u siebie. Ale teraz obrońcy tytułu mają za sobą 18 zwycięstw z rzędu.

– To prawda, że gramy nieźle, a przede wszystkim odpowiedzialnie – mocno akcentuje kapitan zespołu, Michał Kotlorz, który swego czasu po jednym z przegranych finałów mówił o potrzebie gry w play offie z pozycji nr 1. – I nadal to podtrzymuję, bo to mobilizuje zawodników, tworzy się wtedy monolit na lodzie i poza nim. Lubimy spotkania z silnymi rywalami, bo wtedy każdy nas gra na swoim optymalnym poziomie.

Tyszanie nie mają większych problemów personalnych, jedynie Bartłomiej Jeziorski leczy kontuzjowany bark, ale kadra jest szeroka i trener Andrej Gusow ma go kim zastąpić.

– Doskonale zdajemy sobie sprawę, że to nie jest mecz jeden z wielu, ale poważna przymiarka przed play offem – dodał Kotlorz. – W bezpośrednich meczach rywale są lepsi i pora ten bilans wyrównać.

Emocje w katowickiej „Satelicie” są więc gwarantowane.

 

Na zdjęciu: Patryk Wronka (z lewej) to jeden z liderów zdziesiątkowanego przez kontuzję Tauronu i będzie poważnym zagrożeniem dla Johna Murraya.