Z mikrofonem na Camp Nou

Kuba Kurzela, spiker Ruchu Chorzów, spełnił swoje marzenie i w majówkę pracował przy meczu Barcelony z Osasuną.


Jak to się stało, że stanął pan na Camp Nou za mikrofonem?

Kuba KURZELA: – Pomysł zrodził się 11 lat temu, gdy byłem pierwszy raz na Gran Derbi. Miałem wtedy wybór – albo dokończyć w mieszkaniu remont kuchni, albo polecieć na mecz. Nie było wtedy jeszcze drugiej połówki, więc nikt nie protestował, kuchnia mogła poczekać… Dzisiaj jestem „cules”, wspieram Barcę jako socios, a wtedy nie znałem jeszcze sposobów na kupowanie tanich biletów.

Sama wejściówka na mecz kosztowała mnie chyba 1800 złotych. Barca wygrała 2:1. gole strzelali Neymar i Alexis Sanchez. To było chwilę po tym – pół roku, może rok – gdy uzyskałem papiery spikerskie. Uznałem, że fajnie byłoby poprowadzić kiedyś mecz Barcelony, a były to dopiero moje początki w Ruchu.

Jak przystąpić do realizacji takiego marzenia?

Kuba KURZELA: – W 2018 roku po raz pierwszy otrzymałem możliwość poprowadzenia meczu reprezentacji na Narodowym – z Łotwą. Już wcześniej pracowałem przy spotkaniach towarzyskich na Stadionie Śląskim. Regularnie latałem też do Barcelony i lubiłem sobie pojechać na boisko treningowe. Raz zatrzymał się przu mnie Messi – zrobiłem sobie zdjęcie, przybiłem „piątkę”, wziąłem autograf. Uznałem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Skoro Messi się zatrzymał, to można spróbować z tą spikerką…

Przygotowałem sobie taką wiadomość mailową – opisałem, że latam na Barcę, pracuję przy reprezentacji Polski, mam uprawnienia, prowadziłem mecze na dużych turniejach w Polsce – mistrzostwach świata U-20 czy młodzieżowym Euro. Po piątym czy szóstym wysłanym mailu przyszła odpowiedź. Z Barcelony napisali mi, że… kieruję swoje wiadomości na zły adres. Ale to znaczyło, że czytają, więc OK!


Czytaj więcej w kategorii Piłka Nożna


O co prosił pan w mailu?

Kuba KURZELA: – By zobaczyć, jak pracuje „reżyserka”, jakie są w Barcelonie wytyczne pracy spikera i ewentualnie tłumaczyć – jak na reprezentacji Polski – komunikaty na język angielski. Na Camp Nou spikerka jest prowadzona w całości po katalońsku. To tak, jakbym na Ruchu używał tylko śląskiego. Zasugerowałem, że mówicie po katalońsku, ale ludzie na meczach są przecież z całego świata i mógłbym pomóc w tłumaczeniu – oczywiście non profit, dla przyjemności i zaszczytu.

W jakich okolicznościach Barca wreszcie się zgodziła?

Kuba KURZELA: – Punktem zwrotnym tej całej sytuacji było zdobycie własnymi kanałami bezpośredniego namiaru do osoby z działu medialnego klubu. Odpisano mi w lutym tego roku – na zasadzie, że super, że jestem kibicem Barcy, wspieram ją, że zajmuję się spikerką. Oczekiwałem na dalsze informacje.

Po dwóch miesiącach ta osoba napisała mi, że w tym sezonie będzie ciężko. Uznałem, że OK, nie ma problemu i zaznaczyłem, że wybieram się na mecz w listopadzie, więc pozwolę się przypomnieć, a gdyby coś się zmieniło i nagle pojawiła się szansa wcześniej, to na 100 procent będę gotowy.

Cztery dni później – 22 kwietnia – Ruch wygrał 2:0 z Wisłą. Siedzieliśmy po meczu z całą ekipą i wtedy odczytałem wiadomość z Barcelony, że zapraszają mnie na 2 maja i spotkanie z Osasuną. Poprosiłem jeszcze o szybkie potwierdzenie, by kupić bilety. Cena nie grała roli, miałem odłożone zaskórniaki. Przyznam, że był to mój najdroższy lot do Barcelony, ale jego wartość jest dużo większa niż finansowa.


Czytaj także w kategorii ligi zagraniczne:


Co zastał pan na miejscu?

Kuba KURZELA: – Jeszcze trzy dni przed wylotem otrzymałem informację od mojego przełożonego z meczów reprezentacji Polski: „Hej, Barca o ciebie pyta!”. Myślałem, że to „szydera”, ale okazało się, że był na szkoleniu na Camp Nou i tam jeden z menedżerów obiektu pokazywał wiadomości ode mnie, weryfikował, czy ja to ja.

W Barcelonie na dwie godziny przed meczem odebrałem akredytację, oprowadzono mnie po stadionie, opisano, jakie są procedury. Już wcześniej zapowiedziano mi, że zobaczę, jak to wygląda w La Liga, będę mógł wziąć udział w spotkaniu z delegatem, ale prosili, bym nie przeszkadzał w samej spikerce. Miałem tylko obserwować. Wyjaśniali, że generalnie spiker niewiele u nich mówi. Pomyślałem sobie: „kurde, szkoda, bo zawsze chciałem móc cokolwiek powiedzieć”.

I…?

Kuba KURZELA: – I okazało się, że nie mieli z tym problemu, gdy powiedziałem im o swoim marzeniu. Zaznaczali, że nie ma celebrowania goli czy wygranej, mało jest informacji okołomeczowych, po bramkach nawet nie puszcza się muzyki i nie komunikuje, kto je zdobywał. Spiker czyta tylko na początku składy, w trakcie meczu – składy, informuje o doliczonym czasie gry, a w przerwie odczytuje komunikat antyrasistowski. Jedynym urozmaiceniem, na jakieś pół godziny przed meczem, jest zabawa z DJ-em i wodzirejem.

Pozwolono mi wygłosić „welcome message”, czyli powitać ludzi na stadionie po angielsku. Na pamiątkę nagrałem to sobie.

Jak brzmiało topowitanie?

Kuba KURZELA: – Ladies and gentelmen, welcome to Spotify Camp Nou for today’s match Barcelona against Osasuna… Uzgodniliśmy, co powiem. No i zastosowałem się do zasady, którą przekazał mi Piotrek Szefer, były spiker kadry. Mówił: „Liga – ligą, ale gdy robisz międzynarodowe mecze, wyższego stopnia, to nawet wiedząc, co chcesz powiedzieć, zanotuj to. Nigdy nie wiesz, kiedy stres cię zeżre”.


Czytaj także inne wywiady:


Ile ludzi było już wtedy na trybunach?

Kuba KURZELA: – W tym momencie – mniej więcej godzinę przed meczem – już kilkadziesiąt tysięcy. Łącznie na meczu było 76 tys.

Głos zadrżał?

Kuba KURZELA: – Emocje wywoływała we mnie nie liczba ludzi, co miejsce. Brzmi to jak taka romantyczna historia, którą sobie wymyśliłem 11 lat temu. I po tych 11 latach ktoś faktycznie dał mi tego „majka”, bym powiedział dwa zdania.

Proponowałem, że gdybyście tak celebrowali bramkę Lewandowskiego, jeśli ją zdobędzie, to mogę to zrobić po angielsku albo po polsku, bo przecież na Camp Nou lata mnóstwo Polaków. Zapewniali, że nie byłoby problemu, ale – jak wspominałem – oni takich celebracji po prostu nie robią. Tym byłem trochę zszokowany.

Praca spikera na meczach Barcelony różni się mocno od tej znanej panu z naszej ligi?

Kuba KURZELA: – U nas każdy jest sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Na Barcelonie jest podobnie, jak w Polsce na kadrze. Jest reżyser wydarzenia, akustyk, oficjalny spiker, spiker-wodzirej, do tego cała reżyserka… Wszyscy komunikują się na słuchawkach, ustalają, kto i kiedy wchodzi. Nie jest tak, jak w polskiej lidze, gdy spiker wchodzi tak naprawdę kiedy tylko chce. Tu musi uzyskać informację. Na kadrze robimy więcej rzeczy, mamy to bardziej rozbudowane. Porównując La Ligę z ekstraklasą – my możemy pozwolić sobie na większy show.

Z drugiej strony, tam do obowiązków spikera nie należy upominanie kibiców, by zdjęli jakąś łamiącą przepisy flagę. Po prostu ochrona dostaje wytyczne z monitoringu i przystępuje do działania. Opowiadano mi też, że przez ostatnich 8 lat race były odpalone tylko raz – rok temu na Lidze Europy z Eintrachtem Frankfurt. Od tamtego meczu bardzo pilnują też, by na neutralnych sektorach ludzie nie chodzili w barwach innych klubów. Wtedy nagle na Camp Nou zrobiło się biało…


Czytaj nasze felietony:


Może się pan cieszyć ze spełnionego marzenia – tym bardziej że zdążył pan przed remontem Camp Nou!

Kuba KURZELA: – To fakt. Przygotowałem sobie kilka anegdot, „small-talków”, sporo rozmawialiśmy przy okazji meczu z Osasuną, sporo notowałem. Fajną puentą jest, że na koniec otrzymałem kilka numerów telefonów. Zapewniono mnie, że jeśli kiedyś jeszcze będę w Barcelonie – i będę chciał wpaść, to śmiało. Ale nie chcę tego nadużywać, może skorzystam, gdy będzie już nowe Camp Nou. Ja w zamian rozdałem pakiety gadżetów reprezentacji Polski – razem z „meczówką” z nr 9 – no i Ruchu, z „dychą”. Wszystkim bardzo podobał się trójkątny proporczyk Ruchu. Ale największy uśmiech wywołała… butelka whisky. Od razu usłyszałem, że to bardzo fajny prezent.

Lepsze „welcome message” na Camp Nou czy oznajmienie za kilka tygodni w Gliwicach, że Ruch wraca do ekstraklasy?

Kuba KURZELA: – Nie no, powrót Ruchu do ekstraklasy. Zdecydowanie. Powtarzam nieraz, że trzeba dbać o dobro nie jednostki, a ogółu, biorąc w tym wypadku pod uwagę dobro niebieskich serc. Żartowałem, że legendarne byłoby, gdybym zamiast „welcome message” powiedział na Camp Nou „nowy stadion dla Chorzowa!”…


Na zdjęciu: Pamiątka na całe życie… Kuba Kurzela, znany kibicom Ruchu ze „spikerki” podczas meczów „Niebieskich”, 2 maja mógł powitać publiczność na Camp Nou, nim Barcelona zagrała z Osasuną.
Fot. archiwum prywatne


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.