Kuba, trzymaj światło bramki!

Na taki występ Jakub Vojtusz czekał bardzo długo. Choć część tyskich kibiców straciła do napastnika cierpliwość i jeszcze przed pierwszym gwizdkiem ubiegłotygodniowego meczu z Odrą Opole (4:2) zaczęła skandować jego nazwisko, dodając też ironicznie „jeszcze jeden”, Słowak dał radę przełamać się. Strzelił dwa gole, zanotował też asystę, walnie przyczyniając się do pierwszego od ponad dwóch miesięcy zwycięstwa GKS-u. – Kibice? Nie przejmuję się tym jakoś bardzo. To sport, normalna sprawa – mówi 25-latek.

Nie do boku!

Bramki nie zdobył przez blisko 900 minut, na co złożyło się 13 występów. Nie potrafił skierować piłki do siatki, odkąd dość niespodziewanie wrócił do GKS-u. Wiosną był do Tychów wypożyczony z Miedzi Legnica. Nie olśnił, ale trudno też napisać, by bardzo zawiódł. Strzelił dwa gole i w czerwcu rozstał się z klubem. Ale nie na długo. W sierpniu rozwiązał kontrakt z „Miedzianką” i w końcówce okienka transferowego podpisał nową umowę z GKS-em, znów lądując u dobrze sobie znanego trenera Ryszarda Tarasiewicza. Vojtusz długo zawodził, zespół w składzie z nim nie potrafił odnieść zwycięstwa, a w dodatku pozostawał praktycznie bez zmiennika. Sztab szkoleniowy w jednym z meczów w roli „dziewiątki” obsadził ledwie 17-letniego Michała Staniuchę, a dwukrotnie przesunął na szpicę ze środka pomocy Łukasza Grzeszczyka. Tydzień temu, przed starciem z Odrą, wrócono do Vojtusza.

– Przed pierwszym gwizdkiem rozmawiałem z trenerem Tarasiewiczem. Opowiadał mi, że powiedział Kubie wyraźnie: „To jest dla ciebie ostatnia szansa. Nie schodzisz na boki, grasz tylko w świetle bramki!”. Kuba poczuł to i pokazał się jak rasowy snajper, wykorzystując złe ustawienie zawodników Odry – mówi Janusz Kudyba, ekspert Polsatu Sport, który był jednym z komentatorów transmisji zwycięskiego spotkania tyszan z zespołem z Opola.

Słowak miał piorunującą końcówkę. Najpierw asystował przy pięknym golu (piętą!) Huberta Adamczyka, a następnie zdobył dwie bramki. Jedną efektowną „główką”, drugą – ładnym uderzeniem z pierwszej piłki.

Rywal szczególny

– Przed meczem myślałem o tym, że z kilkoma drużynami w tej lidze prawie zawsze strzelam gole i jedną z nich jest Odra. W poprzednim sezonie dwie bramki zdobyłem z nią jeszcze w Miedzi Legnica, trzecią dołożyłem w GKS-ie – uśmiecha się Vojtusz. I dodaje: – Uprawiamy sport, w którym trzeba wierzyć do końca, bo wszystko jest możliwe. Jeśli nie wierzysz – to lepiej daj sobie spokój. We wcześniejszych meczach też miałem sytuacje, ale nie strzelałem goli, a wtedy na napastniku zawsze rośnie presja. Gdybym szybko się przełamał, to byłoby łatwiej. Zachowałem jednak chłodną, spokojną głowę. Byłem pewny siebie i czułem, że kolejne okazje nadejdą i w końcu coś wpadnie. Jestem zadowolony, że wpadło dwa razy w tak ważnym dla nas meczu. Potrzebowaliśmy wygranej i to było najważniejsze – podkreśla Słowak, który wiosną 2017 roku, grając u Ryszarda Tarasiewicza w Miedzi, trafił do siatki 7-krotnie. Szkoleniowiec liczy, że te czasy wrócą.

– Nikt nie oczekuje po Kubie, że strzeli 18 czy 20 goli. To nie ten chłopak. Śmiało jednak może mieć ich między 8 a 12. Do tego jest stworzony. Nie deklaruję, że teraz będzie trafiał do siatki, ale musi trzymać się światła bramki. Chwilami chciał pokazać zbyt dużo, zdając sobie sprawę, że jest ciśnienie na jego osobę. Próbował udowadniać, jak bardzo jest aktywny, a przecież nie na tym rzecz polega. To, że przez 2-3 minuty na boisku cię nie widać, nie oznacza przecież, że jesteś niezaangażowany. W meczu z Odrą wreszcie był tam, gdzie powinien, czyli blisko światła bramki – mocno akcentuje Tarasiewicz.

Niech to będzie impuls

W Tychach liczą, że w końcówce pierwszoligowego roku za ciosem pójdzie nie tylko Vojtusz, ale i cały zespół. – Poprzednich meczów nie rozgrywaliśmy przecież jakoś bardzo źle. Brakowało jednak bramek, m.in. tych mojego autorstwa. Niektórzy rywale stwarzali z nami jedną, dwie okazje i to wystarczało do tego, byśmy tracili punkty czy nawet przegrywali. Brakowało szczęścia, koncentracji. W końcu karta się odwróciła. Graliśmy cały czas naszą grę. To leżało w naszych głowach, by zachować pewność siebie. Oby wygrana z Odrą była impulsem, który pozwoli nam dzięki trzem ostatnim spotkaniom w tym roku zbliżyć się do tego miejsca w tabeli, na jakie zasługujemy. Teraz jedziemy na ważny mecz do Głogowa. Liczymy na to, że wrócimy stamtąd z punktami, bo za dużo już ich pogubiliśmy – przyznaje Jakub Vojtusz. A po Chrobrym – derby z „Gieksą”… – Katowice to drugi zespół obok Odry, któremu zawsze strzelam! – odgraża się z uśmiechem słowacki napastnik.