Kubiak: Sezon świetny, z jedną skazą

Czy drugie miejsce polskich siatkarzy w Pucharze Świata w Japonii było dla pana zaskoczeniem?
Jarosław KUBIAK:
– Nim odpowiem, rozpocznę nieco przewrotnie. Każda prestiżowa impreza powinna mieć odpowiednią oprawę, a miejsce sportowca po zdobyciu medalu jest na podium. Tak właśnie było w Japonii. Po turnieju było uroczyście, najlepsi siatkarze byli uhonorowani, a ich wysiłek został doceniony. Mówię to dlatego, że nieco wcześniej podczas mistrzostw Europy w Paryżu wręczenie medali zostało kompletnie zbagatelizowane. Mam żal do organizatorów za takie potraktowanie zespołów. Wysiłek głównych aktorów tych widowisk trzeba uszanować.

Trudni się z tym nie zgodzić, przejdźmy zatem do oceny strony sportowej PŚ.
Jarosław KUBIAK:
– Brazylia, Polska, USA oraz Japonia – taka była kolejność i właśnie te reprezentacje były najlepiej przygotowane do tego długiego turnieju, potraktowały go poważnie. Oczywiście, do formy dochodziły różnymi drogami. Brazylijczycy mieli nieco łatwiejsze zadanie w kwalifikacjach olimpijskich i trenowali z myślą o Pucharze Świata. Z kolei gospodarzom nie wypadało pętać się w ogonie tabeli i wysłali czytelny sygnał, że podczas igrzysk w Tokio mogą być groźni dla najlepszych. Nie wiem, czy będzie ich stać na medal, ale na pewno trzeba będzie się z nimi liczyć. Drugie miejsce biało-czerwonych to w dużej mierze zasługa trenera Vitala Heynena, który umiejętnie manewrował składem. Polacy grali co rusz w innym ustawieniu, ale wszyscy szczęśliwie dotrwali do końca.

Czy porażek z Brazylią oraz USA można było uniknąć?
Jarosław KUBIAK:
– Moim zdaniem – tak. Z Brazylijczykami niewiele zabrakło, mam nadzieję, że w przyszłym roku „dorwiemy” ich na igrzyskach. Z Amerykanami nie graliśmy w optymalnym składzie i nie wszyscy byli w takiej formie, jakiej oczekiwaliśmy. A trenerzy pozostałych ekip mocno eksperymentowali i potraktowali turniej z przymrużeniem oka. Nie wiem, co się dzieje w reprezentacji Rosji, tam chyba atmosfera jest daleka od ideału. Niepowodzenie w mistrzostwach Europy, teraz też występ poniżej oczekiwań. Najważniejsze, że nasza reprezentacja się obroniła i przywiozła 90 pkt do światowego rankingu oraz trochę dolarów do kasy związkowej. Na premie siatkarze solidnie zapracowali i nie ma im co zazdrościć, bo te apanaże nie są aż tak wielkie, jak się wydaje. Piłkarze z takich się śmieją, dalej nie zamierzam się rozwodzić…

Czy to trenerowi Heynenowi, czy też samym siatkarzom w tym sezonie chyba trudno cokolwiek zarzucić?
Jarosław KUBIAK:
– Zgadza się. To było udane pięć miesięcy dla reprezentacyjnego zespołu, ale… z małą skazą. W mistrzostwach Europy wszyscy mówiliśmy o złocie, a skończyło się na brązie. Siatkarze, trenerzy oraz fachowcy i może nawet część fanów byli zawiedzeni. Najbardziej niepocieszeni w tym towarzystwie chyba byli jednak sami zawodnicy, którzy otwarcie mówili o mistrzostwie, a pozostałe miejsca na podium ich nie interesowały. Może z czasem nabierzemy dystansu i docenimy brązowy medal.

Dlaczego w Lublanie zagraliśmy tak słabo?
Jarosław KUBIAK:
– Mam oczywiście swoją diagnozę. Dla wszystkich z naszej ekipy chyba największym zaskoczeniem było to, że w półfinale zagramy właśnie ze Słoweńcami i na dodatek w ich stolicy. Przygotowani byliśmy, że o finał przyjdzie nam rywalizować z Rosją. Nie wiem, może sztab szkoleniowy nie zareagował odpowiednio na grę Słoweńców albo też siatkarzy przytłoczyła atmosfera w hali… Każda reprezentacja w tak w długim turnieju ma słabsze występy, ale są tego różne konsekwencje. Nasi siatkarze doświadczyli tych najgorszych. Było rozgoryczenie, widziałem, jak reagowali, wszystko w nich kipiało. Jednak porażkę przyjęli z godnością.

Nim rozegrano mistrzostwa Europy, były jeszcze dwie ważne imprezy, w których zespół stanął na wysokości zadania – w Lidze Narodów i w kwalifikacjach olimpijskich…
Jarosław KUBIAK:
– Obu turniejom towarzyszyło sporo znaków zapytania. Trener Heynen w Lidze Narodów słusznie eksperymentował ze składem. Dzięki temu wszyscy gracze dotrwali do końca sezonu międzynarodowego w niezłym zdrowiu, choć pewnie narzekają na zmęczenie. Byłem pozytywnie zaskoczony, pewnie jak wszyscy, że zespół zajął trzecią lokatę w Lidze Narodów. Ba, nie przypuszczałem, że w ogóle znajdzie się w Final Six, ale widać, że Heynen obrał dobrą politykę kadrową i to głównie jego zasługa, że tak dobrze zaprezentowaliśmy się w Chicago.

Czy miał pan obawy przed turniejem kwalifikacji olimpijskiej w Gdańsku?
Jarosław KUBIAK:
– Oj, bardzo duże. Im bliżej było występów w Gdańsku, tym bardziej prześladował mnie obraz z kontynentalnego turnieju olimpijskiego w Berlinie. Ostatecznie awansowaliśmy z niego do igrzysk w Rio de Janeiro, ale emocjami można byłoby wówczas obdzielić kilka innych imprez. Te obawy okazały się na szczęście bezpodstawne.

Jaki element zadecydował o tak przekonującej wygranej 3:0 z naszymi głównymi rywalami, Francuzami?
Jarosław KUBIAK:
– Kluczową rolę odegrała strona mentalna, bo przecież umiejętności techniczne siatkarze mają mniej więcej takie same. Czy pamięta pan rozgrzewkę przed spotkaniem? Mało kto zwrócił na nią uwagę. Gdy chłopaki pojawili się w hali i popatrzyłem na każdego z nich, przeczuwałem, że będzie dobrze. Skupienie, powaga i jednocześnie taka sportowa złość malowały się na ich twarzach. To była maksymalna koncentracja, która pozwoliła im zmiażdżyć Francuzów. W kolejnym dniu turnieju taką determinację zauważyłem u Słoweńców, którzy chcieli sprawić niespodziankę. Jednak i tak niewiele mogłoby nam się stać, bo mieliśmy wysoką przewagę w małych punktach. To już nieistotne, wygraliśmy i zaoszczędzono wszystkim sporo nerwów.

Czy to będzie ostatni tak długi sezon? Jarosław KUBIAK: – Ależ skąd! Proszę nie być naiwnym. Kolejny też będzie masakrą. Niemal z marszu po rywalizacji ligowej zawodnicy będą się przygotowywali do występów w Lidze Narodów. Niby ta impreza jest mniej prestiżowa, ale każdy stara się wypaść w niej jak najlepiej. A niebawem po Final Six nastąpi wyjazd do Tokio na igrzyska.

Kto może zmienić przeładowany harmonogram imprez międzynarodowych?
Jarosław KUBIAK:
– Tylko siatkarze! Oczywiście, nie namawiam ich do bojkotowania imprez. Przy krajowych związkach są rady zawodnicze i one powinny rozmawiać z rodzimymi działaczami. Powinni dyskutować na forum międzynarodowym i wywierać nacisk na federacje poszczególnych kontynentów oraz światową FIVB. Innej drogi nie ma, by uporządkować hierarchię imprez międzynarodowych. My jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że mamy szeroką grupę siatkarzy. Praktycznie jest obojętnie, w jakiej konfiguracji personalnej wystąpimy – reprezentacja nie traci na jakości.

I jeszcze na zakończenie: czy podziela pan opinie, że w kadrze na każdej pozycji niemal do końca będzie trwała rywalizacja o paszporty olimpijskie?
Jarosław KUBIAK:
– Tylko się cieszyć, że mamy taki kłopot bogactwa. Pewnie tak będzie, ale trener Heynen w igrzyskach postawi na doświadczenie… Jednak to tylko moja opinia, z którą niekoniecznie trzeba się zgadzać.

Na zdjęciu: To był niezwykle udany sezon międzynarodowy dla polskich siatkarzy. Za dziesięć miesięcy znów będą kandydatami do medali – tym razem najważniejszych, bo olimpijskich.