„Kudłaty” zmienia oblicze

Młody chłopak z lokami trochę się „zagotował”, ale głowa do góry – słowa autorstwa Waldemara Cimandra, bramkarza Górnika z przełomu lat 70. i 80, obecnego na pucharowym spotkaniu z Legią, doskonale oddają clou wtorkowego występu Wojciecha Hajdy. Siedemnastolatek (dowód osobisty będzie mógł odebrać dopiero 23 maja) mógł stać się bohaterem swej ekipy, gdy w 81 min stanął „oko w oko” z Radosławem Cierzniakiem. – Żałuję tej zmarnowanej sytuacji. Zaskoczyła mnie strasznie ta piłka i fakt, że wyszedłem sam na sam. Nie jestem przecież łowcą bramek – wychowanek Ruchu Radzionków bez cienia tremy stawał przed lasem mikrofonów, wyciągniętych w jego stronę.

Impuls nastolatka

Zainteresowanie mediów nie było przypadkowe: choć nie był to debiut młodego gracza w oficjalnym meczu w seniorskiej piłce – zaliczył już tej wiosny… minutę w meczu z Bruk-Betem Termalicą oraz 45 minut w potyczce z Zagłębiem – po raz pierwszy odcisnął tak mocne piętno na grze Górnika. – Dał nam nowy impuls, po jego wejściu mecz wyglądał całkiem inaczej – podkreślał Marcin Brosz.

To była zresztą jedna z tych decyzji personalnych szkoleniowca, która… pewnie trochę przeczyła logice zwykłego kibica. Zabrzanie przegrywali przecież 0:1, tymczasem napastnika zastępował na murawie defensywny pomocnik. – Miałem wprowadzić trochę świeżości, a przede wszystkim więcej agresji – zdradzał zadania powierzone mu tego dnia przez szkoleniowca Hajda. Trener „górników” owe spostrzeżenie podopiecznego rozwijał. – Chodziło o to, żeby zmienić oblicze naszej gry. Potrzebowaliśmy w tamtym momencie w środku pola zawodnika, żeby doskakiwał do Antolicia, uniemożliwiając mu swobodne rozgrywanie piłki. Wojtek gra bardzo twardo, ma duże atuty właśnie w odbiorze. I we wtorek sprawdził się świetnie; nie tylko odzyskał wiele piłek, ale i zagrał parę ładnych podań na wolne pole do Igora Angulo. W ten sposób miał również swój wpływ na naszą ofensywę. Nie zawsze więc trzeba zmienić napastnika na napastnika, żeby osiągnąć taki cel – konkretyzował myśl towarzyszącą tej roszadzie Marcin Brosz.

Tato, brat i… „Ecik”

„Młody chłopak z lokami” – tak opisał Hajdę cytowany na wstępie Cimander. Mało kto przy Roosevelta nauczył się już nazwiska zdolnego nastolatka, wszyscy za to doskonale identyfikują jego charakterystyczny „image” i pseudonim „Kudłaty”, nadany mu w Zabrzu.

– Natura. Nie śpi przecież „na wałkach”. Zawsze miał te kręcone włosy, zresztą kiedyś były one znacznie dłuższe – śmieje się Zbigniew Solik. To kierownik drużyny trampkarzy Ruchu Radzionków, w barwach którego Hajda zaczynał treningi. Na dowód swych słów Solik pokazuje zdjęcie sprzed kilku lat, na którym wychowanek „Cidrów” odbiera gratulacje za triumf swej drużyny w jednym z lokalnych turniejów piłkarskich.

Fot. z archwium Zbigniewa Solika

Miał zresztą dzisiejszy 17-latek dobre wzorce piłkarskie – zarówno w domu, jak i w pierwszym okresie swej przygody z futbolem. Piłkarzem Ruchu – a potem długoletnim kapitanem i ostoją Orła Nakło – był jego ojciec Stanisław, a starszy o dekadę brat Dawid w żółto-czarnej ekipie grał w III lidze (piłkę kopie zresztą do dziś, ale w piłkarskim rozwoju wielokrotnie przeszkadzały mu kontuzje). Kiedy zaś Hajda-junior ponad 10 lat temu przyszedł na pierwsze zajęcia na obiekt przy Narutowicza, zakwalifikowany został do grupy chłopaków starszych od niego o dwa lata, którą prowadził wówczas sam Marian „Ecik” Janoszka!

– Łowcą goli rzeczywiście nie został, ale w polu karnym potrafi się odnaleźć. Strzelał dla nas całkiem sporo bramek w trampkarzach – mówi ostatni jego trener w barwach radzionkowskiego klubu, Łukasz Suder. – Już wtedy miałem wrażenie, że jeżeli ktoś z tej mojej grupy zrobi karierę, to będzie to właśnie „Hajdzik” (jak widać, w Radzionkowie jeszcze nie używano w stosunku do niego jego obecnego zabrzańskiego pseudonimu – dop. red.). Dlaczego? Bo to chłopak, którego nie dołują niepowodzenia.

Głowa do góry

– To prawda. Jak się ma 10-12 lat, zawsze jest pokusa poddania się, gdy coś nie wychodzi. A Wojtek po każdej stracie piłki błyskawicznie odwracał się na pięcie i natychmiast gonił przeciwnika, który mu ją zabrał – Zbigniew Solik potwierdza, że charakteru „walczaka” Hajdzie nie brakuje. „Głowa do góry” – można mieć więc pewność, że słowa Waldemara Cimandra siedemnastolatek z Roosevelta weźmie sobie do serca. Okazję do udowodnienia tego dostanie zresztą może już w sobotę przy Bułgarskiej.