GKS Tychy. Kulisy zmian

Artur Derbin tłumaczy, dlaczego Szymon Lewicki zastąpił Damiana Nowaka, a Łukasz Norkowski zajął miejsce Jana Biegańskiego.


To był mecz, na który kibice GKS-u Tychy czekali od początku tego sezonu. W spotkaniu z Chrobrym Głogów drużyna Artura Derbina walczyła od początku do końca. Po ostatnim gwizdku sędziego wszyscy cieszyli się z okazałego zwycięstwa 4:0. – Jesteśmy szczęśliwi i z wyniku, i z postawy drużyny – powiedział po meczu Artur Derbin. – Wiele rzeczy nam sprzyjało, bo mimo tak wysokiego wyniku na naszą korzyść, to trzeba podkreślić, że Chrobry naprawdę był wymagającym rywalem. Powodował trochę nerwowości w naszych poczynaniach, szczególnie w I połowie nękał nas stałymi fragmentami gry. Nieciekawie też rozpoczęliśmy drugą część spotkania, ale suma summarum z tego meczu możemy być zadowoleni, bo po pierwsze – mówiąc o tych sytuacjach, wypracowanych przez rywali, trzeba dodać, że „Kondi” (Konrad Jałocha) przyciągał te wszystkie piłki do siebie jakby miał magnes w rękawicach i zagraliśmy na zero z tyłu. Sami natomiast strzeliliśmy cztery gole i wreszcie przebudzili się napastnicy. To nas cieszy najbardziej, ale zadowolony jestem z gry całej drużyny do samego końca.

Obaj napastnicy są wygranymi

Analizę zacznijmy od przodu. Trener Derbin mając w kadrze dwóch napastników postawił na Szymona Lewickiego, a Damian Nowak usiadł na ławce rezerwowych. – „Lewy” podczas tych dwóch tygodni, po meczu z Koroną Kielce, swoją postawą na treningach oraz chęcią gry, dał mi pozytywny sygnał – dodał szkoleniowiec tyszan. – Gdy drużyna miała wolną sobotę tydzień temu, on przyszedł do mnie i powiedział, że chce grać w rezerwach, bo potrzebuje tego. Wystąpił w IV lidze i strzelił trzy gole, sygnalizując, że jest gotowy. W rozmowach w cztery oczy też widziałem i słyszałem, że jest głodny gry, więc z przekonaniem postawiłem na niego i cieszę się, że szybko oddał pierwszy groźny strzał, przy którym bramkarz Chrobrego popisał się efektowną interwencją, ale po dwóch kolejnych strzałach piłka wpadała już do siatki. Szkoda, że Szymon doznał urazu i stłuczenie spowodowało, że musiał zejść z boiska, ale wtedy zastąpił go Damian i też udowodnił swoją przydatność dla drużyny. W poprzednich sześciu meczach, w których wychodził w podstawowym składzie, nie zdobył bramki. Czułem, że to mu ciąży, więc postanowiłem ściągnąć z niego tę presję i pomogło. Miał swój udział w akcji zakończonej golem Łukasza Grzeszczyka, a po chwili sam popisał się solową szarżą i zakończył ją bardzo dobrym strzałem, pieczętującym nasze zwycięstwo. Obaj napastnicy są więc „wygranymi” tego meczu.

Zaaklimatyzował się w zespole

O ile takiej roszady w ataku kibice GKS-u Tychy mogli się spodziewać, to jedna roszada w wyjściowej jedenastce była totalnym zaskoczeniem. Reprezentanta Polski do lat 19 Jana Biegańskiego zastąpił w roli defensywnego pomocnika Łukasz Norkowski i w swoim drugim występie w tyskim zespole bardzo dobrze wykonał swoją robotę. – Po przegranym meczu z Koroną coś chciałem w naszej grze zmienić – wyjaśnił trener GKS-u. – Janek, który wcześniej grał większość meczów, był na zgrupowaniu kadry, z której wrócił w środę, a Łukasz trenował cały czas z nami i zarówno na treningach, jak i grając w drugiej drużynie udowadniał, że już się zaaklimatyzował w klubie, do którego trafił pod koniec sierpnia. Potrzebował trochę czasu na złapanie rytmu i proces adaptacyjny, które ma już za sobą. To, że jest wartościowym zawodnikiem wiedzieliśmy, bo w poprzednim sezonie rozegrał przecież w I lidze 27 spotkań w barwach GKS-u Jastrzębie, więc o piłkarskie walory byłem spokojny i cieszę się, że pokazał je zarówno w grze defensywnej, jak i w prostopadłym podaniu, którym otworzył Lewickiemu drogę do drugiego gola.

Sprawdziła się taktyka

Egzamin zdali zawodnicy, ale trzeba dodać, że sprawdziła się również taktyka, którą na mecz z Chrobrym opracował sztab szkoleniowy tyszan. – Były oczywiście takie momenty, że przeciwnicy przejmowali inicjatywę, ale potrafiliśmy sobie z tym poradzić – stwierdził Artur Derbin. – Najtrudniejszy moment był na początku II połowy, bo wyszliśmy na nią ze zmienioną taktyką. Widząc jednak, że ten wariant gry się nam nie sprawdza, a rywale coraz mocniej nas atakują i lada moment mogą nam strzelić kontaktowego gola, postanowiliśmy wrócić do tego, co dobrze funkcjonowało od początku. Podziałało. Dobrze zaprezentowali się zmiennicy, od Damiana Nowaka, poprzez Łukasza Monetę i Jakuba Piątka po Marcela Stefaniaka i efekt był taki, że jako drużyna wygraliśmy mecz, który pozwala nam złapać oddech i nabrać pewności, że idziemy w dobrym kierunku.


Na zdjęciu: Damian Nowak znakomicie spisał się jako rezerwowy, na jego konto poszły bramka i asysta.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus