Kulomiot z Sosnowca: Igrzyska w Tokio? Dlaczego nie!

JERZY MUCHA: Jakie były powody pańskich przenosin do Lublina? W MKS-MOS Płomień Sosnowiec nie miał pan złych warunków do uprawiania swojej ukochanej dyscypliny, a mimo to zdecydował się na tak zaskakujący krok.

SZYMON MAZUR: – Przede wszystkim chodziło o możliwość podjęcia studiów na UMCS w Lublinie. To bardzo dobra uczelnia, która daje mi możliwość rozwoju zarówno naukowego, jak i sportowego. W AZS UMCS mam bardzo dobre warunki treningowe plus finanse. I nie chodzi o jakieś wielkie pieniądze, ale stypendium, które dostaję.

 

W takim razie, czego panu brakowało w sosnowieckim klubie? Nie dbano o pana?

SZYMON MAZUR: – Już mówiłem, że w pierwszej kolejności chodziło o studia. Jestem na kierunku Bezpieczeństwo wewnętrzne, na którym studiuję zaocznie. Generalnie angażujemy się w zdobycie wiedzy z zakresu zagadnień społecznych i prawnych. A co do warunków treningowych w Sosnowcu, to były one niezłe. Muszę jednak dodać, że przez 6 lat pracy nic nie zrobiono, by zimą pod dachem można było normalnie trenować. Byłem młody i nie przeszkadzało mi to, że musiałem trenować na zamarzniętym kole. Wówczas tego nie rozumiałem, myślałem, że tak musi być. W Lublinie jest całkiem inaczej.

 

W tym sezonie, już właśnie w barwach akademickiego klubu z Lublina, liczy pan mocno na postęp sportowy?

SZYMON MAZUR: – Oczywiście, każdy sportowiec chciałby poprawiać swoje wyniki, ale większych planów nie mam. W sierpniu odbędą się lekkoatletyczne mistrzostwa Europy w Berlinie, ale za bardzo się nie nastawiam na tę imprezę. Jeżeli jednak kula będzie latała, to może coś z tego wyjdzie. Na pewno chciałbym powtórzyć 19 metrów, taki wynik by mnie zadowolił. Ale nawet gdybym tyle pchnął, to jest w kraju trzech zawodników, którzy już teraz prezentują bardzo dobrą formę. Mam na myśli Konrada Bukowieckiego, Michała Haratyka i Jakuba Szyszkowskiego. To pewniacy. Nawet, jeśli rzucę minimum na mistrzostwa Europy, to i tak nie zagwarantuje ono startu.

 

W gronie najlepszych kulomiotów nie wymienił pan swojego idola z wczesnych lat kariery, także zawodnika MKS-MOS Płomień Sosnowiec – Krzysztofa Brzozowskiego.

SZYMON MAZUR: – Krzysiek nie był moim idolem, ale wzorem do naśladowania. Razem trenowaliśmy w Sosnowcu u jednego trenera. Przede wszystkim dużo z sobą rozmawialiśmy. Podziwiałem go za to, że tak dużo osiągnął, rzucał rekordy Polski. Ale zdarza się i tak, że trzeba przedwcześnie zakończyć karierę sportową.

 

Starty w barwach MKS-MOS Płomień to już zamknięta karta, czy też rozważa pan powrót do Sosnowca?

SZYMON MAZUR: – To nie jest tak, że nagle się spakowałem i nie mam gdzie wracać i do kogo. Do grudnia 2020 roku jestem wypożyczony z MKS-MOS Płomień do AZS UMCS Lublin. W styczniu 2021 roku wracam do macierzystego klubu. Poszedłem do Lublina na studia, by się lepiej rozwijać, również w perspektywie Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Gdyby udało się spełnić marzenia, wystartowałbym w nich jeszcze jako zawodnik klubu z Lublina.

 

Jest pan w stanie zrealizować swoje marzenia o olimpijskim starcie? Konkurencja w kraju jest bardzo duża…

SZYMON MAZUR: – Jeżeli warunki treningowe będą normalne, nie będzie kontuzji i żadnych innych zakłóceń, to wierzę w to, że pojadę na igrzyska. Ciężko trenuję i jestem optymistą. Jeżeli jest wybór, to wybieram ciepło, sucho i treningi pod dachem. A to mam zapewnione w Lublinie. W lubelskim klubie chciałbym jak najlepiej przygotować się do olimpiady. Chciałbym spełniać swoje marzenia…