Najgorętszy styczeń od lat

Blisko 50 mln euro zapłaciły tej zimy europejskie kluby za polskich piłkarzy. Oczywiście lwia część tej kwoty pochodzi z transferu bohatera piłkarskiej Polski ostatnich tygodni, czyli Krzysztofa Piątka. O jego przenosinach do Milanu za 35 mln euro napisano już chyba wszystko. A kto był drugim najdroższym Polakiem tej zimy? Okazało się, że Sebastian Walukiewicz. 19-latek z Pogoni Szczecin kosztował Cagliari 4 mln euro. To sporo, jak na zawodnika, który ma na swoim koncie ledwie 21 występów w ekstraklasie. Kolejną korzyścią dla „Portowców” jest fakt, że przez najbliższe pół roku zawodnik ten pozostanie w Szczecinie.

Sprzedać niełatwo i… łatwo

Podobnie rozwiązano kwestię Szymona Żurkowskiego, który zostaje przy Roosevelta do końca sezonu. Doniesienia z transferowego frontu uważnie śledzili w jego przypadku ludzie związani z Górnikiem Zabrze, a także Gwarkiem i MOSiR-em Jastrzębie, o czym pisaliśmy szerzej wczoraj, bo 3,7 mln euro zapłaciła Fiorentina za zawodnika, który dorobił się statusu jednej z największych gwiazd ekstraklasy. Naturalnie taka kwota na kolana raczej nie rzuca, ale jest dowodem na to, że ciężko za duże pieniądze sprzedać piłkarza z naszej ligi. Dowód? Już kilka miesięcy temu Legia Warszawa chciała sprzedać Sebastiana Szymańskiego za 7-8 mln euro, ale chętnych nie było. 4,5 mln zaoferowało za tego zawodnika CSKA Moskwa. Oferta została odrzucona. Na razie transferowym rekordem naszej ligi jest 6 mln euro, jakie Southampton zapłacił Lechowi Poznań za Jana Bednarka.

Styczniowy ruch w interesie w związku z naszymi zawodnikami był spory. Jagiellonia Białystok zarobiła 3,5 mln euro, bo sprzedała dwóch obiecujących i utalentowanych zawodników, Karola Świderskiego i Przemysława Frankowskiego. Prezes Cezary Kulesza realizuje od lat jasno sprecyzowaną politykę. W poprzednich latach sprzedał pięciu innych polskich piłkarzy: Grzegorza Sandomierskiego, Bartłomieja Drągowskiego, Jacka Góralskiego, Patryka Tuszyńskiego i Macieja Makuszewskiego. Każdy z nich kosztował co najmniej milion euro.

„Grosik” za drogi?

Dawid Kownacki, na koniec trwania okienka transferowego dopiął swego i trafił na wypożyczenie do Fortuny Duesseldorf. To niewątpliwy pozytyw, bo ostatnio napastnik miał we Włoszech same kłopoty. Tymczasem praktycznie zupełnie bez echa w mediach przeszedł temat innego wypożyczenia „last minute”. Rafała Kurzawy z francuskiego Amiens do duńskiego FC Midtjylland – umowa będzie obowiązywała do końca sezonu. 26-letni skrzydłowy reprezentacji Polski w sezonie 2018/19 wystąpił w 11 meczach w francuskiej ekstraklasy i zdobył jedną bramkę. Były piłkarz Górnika Zabrze, po zupełnie nieudanych miesiącach w klubie Ligue 1, został pożegnany bez żalu. Zresztą francuski klub pozyskał go na zasadzie wolnego transferu, a trener Christophe Pelissier stale go krytykował. Miejmy nadzieję, że w Danii nasz reprezentant się odbuduje. Nie pozostaje mu nic innego, jak wziąć przykład z Kamila Wilczka, który niemal równo trzy lata temu obrał kurs na Broendby IF i do dziś pod Kopenhagą radzi sobie bardzo dobrze.

Tradycją jest, że w ciągu ostatnich dni, a nawet godzin trwania okienka transferowego, pojawia się nazwisko Kamila Grosickiego. Tak było latem 2016 roku, kiedy nie udało się „Grosikowi” przejść do Burnley. Tak było też pół roku później, kiedy udało się Polakowi przenieść do Hull. Tym razem zainteresowanie naszym reprezentantem wyraziło Middlesbrough. To klub grający w tej samej klasie rozgrywkowej, co obecna drużyna 31-letniego skrzydłowego. Można więc powiedzieć, że transfer nie miał większego uzasadnienia i do skutku nie doszedł. Drugie dno mogło dotyczyć finansów. Wczoraj prasa brytyjska ujawniła, ile Grosicki zarabia w Hull. 1,2 mln funtów na sezon nie jest kwotą, z jaką Middlesbrough rozstałoby się chętnie.

 

Na zdjęciu: Rafał Kurzawa (z prawej) w ostatniej chwili zamienił niewygodne Amiens na duńskie Midtjylland. Teraz czas pójść w ślady Kamila Wilczka.