Kwadrans ze „Szczepanem”

– Szło nam przeciętnie. Zgoda. Zdarzały się błędy, ale to nasze boisko… Jest w kiepskim stanie. Po Lechii pozostał żal, ale ważniejszy jest dla mnie awans i nawet niewłasny dorobek bramkowy. Awans… Przepraszam. To znaczy, jedziemy dopiero po niego do Bytowa – uśmiechał się kat Warty.

Jeśli piłkarze Rakowa po pucharowym niepowodzeniu mieli przejść cudowną metamorfozę i oczarować swoich kibiców świetną grą w lidze to sztuka ta im się nie do końca udała. Przynajmniej w pierwszej połowie mocno przemeblowany kadrowo Raków tworzył mało sytuacji bramkowych, a z boisk momentami wiało czasem nudą. „Warciarzom” chyba odpowiadał taki scenariusz, w którym niekwestionowany lider zaplecza ekstraklasy wpisuje w ligową przeciętność. W tej sytuacji nie może dziwić, że w premierowej odsłonie spotkania najgroźniejszą sytuację bramkową stworzyli gości. Po stracie piłki przez Macieja Domańskiego, oko w oko z Michałem Gliwą stanął Michał Jakóbowski. I zamiast dopełnić formalności, pewnie zaskoczony takim zrządzeniem losu, w którym Kopciuszek może zafundować psikusa dominatorowi rozgrywek, strzelił tak, że golkiper częstochowian odbił futbolówkę.

To był sygnał dla czerwono-niebieskich, że poznaniacy wcale nie muszą opuszczać Częstochowy w kiepskich humorach. Podpieczni Marka Papszuna pierwszy raz zagrozili poważnie bramce gości za sprawą Rafała Figla. Ten zdecydował się na strzał z 20 metrów, lecz Adrian Lis zrobił to, co bramkarza powinien zrobić: złapał futbolówkę w ręce.

W 39. min miejscowym udało się wreszcie stworzyć sytuację, w której Tomasz Petraszek po dośrodkowaniu Petera Schwarza mógł wyprowadzić miejscowych na prowadzenie. Uderzył jednak w środek bramki. Przed gwizdkiem na przerwę z daleka huknął jeszcze Michał Grobelny. A że nie trafił w światło bramki, Gliwa odprowadził tylko piłkę wzrokiem.

Po zmianie stron Raków był już zdecydowanie aktywniejszy pod bramką rywala. I na efekty nie trzeba było długo czekać. W 49 min dośrodkowywał z prawej strony Patryk Kun, a Szymon Lewicki uderzył piłkę głową. Ta w dziwny sposób odbiła się od Bartosza Kieliby, oznaczyła słupek i wpadła do bramki.

W 57 min boisku w Częstochowie polała się krew. Niebezpiecznie głowami zderzyli się bowiem Bartosz Kalupa i Mateusz Bodzioch. Ten ostatni wręcz eksplodował czerwoną cieczą i czym prędzej musiał opuścić boisko. Dla niego było to koniec zawodów i dlatego pewnie mocno zabolało serce niegdysiejszego obrońcę Rakowa, seniora Bodziocha, Janusza, zajmującego miejsce na trybunach.

W 77 min na boisku pojawił się Miłosz Szczepański. I ten filigranowy zawodnik dał gospodarzom drugie i trzecie trafienie, które rozstrzygnęły losy zmagań. Pomocnik najpierw otrzymał podanie od skutecznie dryblującego Daniela Bartla i w sytuacji sam na sam z Lisem, z zegarmistrzowską precyzją, umieścił futbolówkę w jego bramce. W doliczonym czasie gry „Szczepan” został obdarowany podaniem przez Patryka Kuna. Jego skuteczna podcinka była ozdobą tego spotkania.

Raków Częstochowa – Warta Poznań 3:0 (0:0)

1:0 Kieliba 49 min (samobójcza)
2:0 Szczepański 82 min (asysta Bartl)
3:0 Szczepański 90+1 min (asysta Kun)

Sędziował – Kornel Paszkiewicz (Kąty Wrocławskie)

Widzów: 3 019.

Raków: Gliwa – Petraszek, Niewulis Kasperkiewicz – Bartl, Schwarz, Figiel, Kun – Domański (77. Szczepański), Listkowski (81. Góra) – Lewicki (87. Friday Eze). Trener: Marek PAPSZUN.

Warta: Lis – Kiełb, Szymusik, Kieliba, Bodzioch (62. Wypych) – Jakóbowski (62. Fadecki), Grobelny (77. Sobol), Kalupa, Janicki, Jasiński – Żebrakowski. Trener: Petr NEMEC.

Żółte kartki: Grobelny
Piłkarz meczu: Miłosz SZCZEPAŃSKI.