Kwalifikacje olimpijskie. Będzie rewanż

 

Spotkanie z Niderlandami było koncertem w wykonaniu naszych zawodniczek i nic dziwnego, że wywarło ogromne wrażenie. Biało-czerwone pokazały siłę, o którą – po niedawnym konflikcie, który wybuchł po wrześniowych mistrzostwach Europy – mało to je podejrzewał.

– Jestem niezwykle usatysfakcjonowany z postawy dziewczyn. Wyszły na boisko, by bić się z Niderlandkami, zagrały bardzo otwarcie i to mi się najbardziej podobało. Było wszystko: determinacja, klimat, harmonia w graniu, zawodniczki zasłużyły na słowa uznania. Taki mecz był potrzebny naszej reprezentacji – komplementował swoje podopieczne Jacek Nawrocki, szkoleniowiec naszej drużyny.

Polki też podkreślały, że zwycięstwo z tak silną ekipą, jak Niderlandy było im bardzo potrzebne. – To nie był tylko mecz o awans do półfinału czy o pierwsze miejsce w grupie. On miał stawkę mentalną. To zwycięstwo dodało nam pewności siebie pokazałyśmy samym sobie, że potrafimy grać z bardzo dobrze poukładanym i bardzo wysokim zespołem, który na każdej imprezie walczy o najwyższe cele – podkreśliła Agnieszka Kąkolewska, środkowa polskiej drużyny.

Polki dzięki wygranej z Niderlandami postawiły się w uprzywilejowanej sytuacji. Kończące zmagania grupowe spotkanie z Azerkami nie miał już większego znaczenia. Biało-czerwone nie tylko były pewne awansu do półfinałów, ale znając wyniki z grupy B, mogły sobie nawet wybrać rywalki.

Do triumfu w grupie i rywalizacji z Turcją potrzebowały dwóch zwycięskich setów. Porażka do zera oznaczała natomiast walkę z Niemkami. Nasze siatkarki kalkulować nie miały jednak zamiaru. – Na pewno nie będziemy wybierać sobie przeciwnika w półfinale. Jeśli mamy jechać na igrzyska, to nie ma znaczenia z kim zagramy, bo na koniec i tak trzeba wygrać z tym najsilniejszym rywalem – zapewniła Malwina Smarzek-Godek, atakująca naszej drużyny. – Wiele razy historia pokazała, że kto kombinuje, ten z reguły traci. Nie sądzę, żeby z naszej strony była jakaś kalkulacja. Wychodzimy na boisko i gramy o zwycięstwo – wtórowała jej Joanna Wołosz, nasza rozgrywająca.

Tylko na początku spotkania można było mieć wątpliwości, czy nasze siatkarki faktycznie poważnie podeszły do starcia. Zaczęły bowiem ospale, ale szybko złapały rytm. Magdalena Stysiak i Malwina Smarzek-Godek w ataku, Agnieszka Kąkolewska w bloku oraz Joanna Wołosz na zagrywce szybko pokazały Azerkom miejsce w szeregu. W połowie seta przewaga naszej drużyny wzrosła do czterech punktów i Polki kontrolowały przebieg wydarzeń na parkiecie.

W kolejnych setach Nawrocki, zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami dał odpocząć zmęczonym gwiazdom. Posadził na ławce rezerwowych m.in. Smarzek-Godek i Wołosz, a postawił sprawdzić rezerwowe. Nawet jednak wtedy nasze zawodniczki walczyły dzielnie. Nie obyło się bez błędów – w drugiej partii prowadząc już nawet sześcioma punktami, dały się zbliżyć rywalkom na dwa – ale ostatnie słowo należało do nich. Już po dwóch setach było wiadomo, że biało-czerwone wygrają grupę i w półfinale zmierzą się z Turcją.

 

Polska – Azerbejdżan 3:0 (25:19, 25:19, 25:23)

Polska: Stencel, Alagierska, Kąkolewska, Łukasik, Stysiak, Wołosz, Wójcik, Mędrzyk, Smarzek-Godek, Fedusio, Kowalewska, Górecka. Libero – Stenzel, Jagła.

Azerbejdżan: Gurbanova, Abdulazimova, Samadova, Bashnakova, Yagubova, Rahimova, Alishanova, Aliyeva, Azizova, Pavlenko, Kiryliuk. Libero – Salbishvili, Karimova.