„Last dance” 40-latka

Rozmowa z Filipem Dylewiczem, najstarszym zawodnikiem Energa Basket Ligi.


40-latek w ekstraklasie. Nie znudziło się jeszcze panu?

Filip DYLEWICZ: – Nie. Lata lecą, to są fakty, a ja chciałbym się godnie pożegnać z ekstraklasą. Ostatnie dwa lata nie były udane – najpierw sezon stracony w Gdyni z powodu kontuzji, a ostatni częściowo storpedowany przez koronawirus.

Ma pan rozegranych w ekstraklasie 651 meczów, czyli tyle samo co Adam Wójcik. Rekordzistą jest natomiast Dariusz Parzeński (671)…

Filip DYLEWICZ: – To też był argument za kontynuacją kariery. Rodzina wyliczyła, że brakuje mi kilku, no może trochę więcej, spotkań do fajnego rekordu, więc dlaczego nie poświęcić kolejnego roku, by miło zakończyć karierę i przygodę z parkietem.

Zaczął pan już przygotowania do nowego sezonu?

Filip DYLEWICZ: – Ruszyłem z przygotowaniami pełną gębą dwa tygodnie temu. Pracuję pod okiem trenerki personalnej Natalii Dziubek, która przygotowywała mnie także przed poprzednim sezonem i byłem z tego bardzo zadowolony. Czuję taką radość z powrotu do ćwiczeń i gry po tych dwóch miesiącach wymuszonej przerwy, że trudno opisać. Ostatnio na boisku streetballu graliśmy z Przemkiem Zamojskim i trafiłem „trójeczkę”. Fajnie było.

Z końcem rozgrywek 2019/20 zakończyła się pana umowa z BM Slam Stalą Ostrów Wlkp. W jakim klubie zobaczymy pana w nowych rozgrywkach?

Filip DYLEWICZ: – Na razie jeszcze nie wiem. Wierzę, że telefon z klubu ekstraklasy się odezwie. Kluby na razie budują budżety, składy. Cierpliwie czekam. Mam świadomość, że moje pięć minut minęło, ale wiem i wierzę w to, że mogę być przydatny w zespole. Myślę, że to będzie mój „Last dance”. Pewnie znajdą się jacyś 20-latkowie, którzy będą kręcili nosem i z niedowierzaniem przyjmą moje deklaracje, ale ja naprawdę chce wrócić i grać.


Czytaj jeszcze: Letni początek sezonu


Może warto zagrać ostatnie spotkania dla Prokomu Sopot, w którym zaczynał pan grę w elicie w 1997 roku.

Filip DYLEWICZ: – Nie czekam na konkretną ofertę, chociaż faktycznie marzy mi się Gdynia, Trójmiasto, bo tu mieszkami i spędziłem najpiękniejsze chwile w karierze. Nie będę jednak wybrzydzał, bo wiem, że rzeczywistość jest dość brutalna. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby mnie chcieli trenerzy, żebym był przydatny w zespole. Nie chcę być gościem, o którym ktoś powie, że odcina kupony.

Nowy sezon ma zacząć się już 27 sierpnia. Tak wczesny start będzie miał miejsce pierwszy raz w historii. To dobry pomysł?

Filip DYLEWICZ: – Nie wiem, czy to dobry termin, ale nie mnie to oceniać. Ostatni sezon skończył się bardzo wcześnie, przedwcześnie… Słyszałem, z wypowiedzi władz związku i ligi, że taki termin ma być korzystny przy zatrudnianiu zawodników z zagranicy. A ja się pytam, a gdzie Polacy? Czy oni nie są ważni? Reprezentacja ma przecież przed sobą walkę o igrzyska. Nie chciałbym, by terminarz rozgrywek był okazją do napływu przeciętnych zawodników zagranicznych.

Olga Przybyłowicz (PAP), mic

Na zdjęciu: Filip Dylewicz (w środku) chce godnie pożegnać się z krajowymi parkietami.

Fot. Piotr Kieplin/PressFocus