Lech Poznań chce postawić kolejny krok

Minione rozgrywki „Kolejorz” skończył tuż za mistrzowską Legią. Teraz ma świetną okazję, by rzucić rękawicę rywalom.


To miał być sezon przebudowy. Rok temu poznańska obrona została stworzona właściwie od nowa, a jeszcze większy nacisk postanowiono położyć na wielkopolską młodzież. Dodatkowo na ławce zasiadał wciąż niezweryfikowany trener Dariusz Żuraw, co po wrzuceniu tego wszystkiego do jednego wora nie kazało sądzić, że oto spoglądamy na przyszłego wicemistrza Polski.

Jesień tylko w tych rozważaniach nas utwierdziła, bo Lech momentami bardzo poważnie musiał drżeć o miejsce w pierwszej ósemce. Rok 2020 należał już jednak do „Kolejorza”, który w zaskakującym wręcz stylu docisnął niemalże do maksimum pedał gazu i został najlepszą drużyną ostatnich miesięcy.

Lechici pięli się w tabeli i gdyby nie kilka wpadek jesienią, to kto wie czy ostatecznie nie prześcignęliby Legii, która koniec końców zdobyła zaledwie 3 punkty więcej, kompletując identyczny bilans bramek i aż 3 porażki więcej. Oczywiście wiadomo, że pod koniec warszawiacy nieco odpuścili, ich pozycja na fotelu lidera była pewna od wielu, wielu tygodni, ale końcowa tabela mocno działa na wyobraźnię.

Sezon przebudowy wyszedł Lechowi lepiej niż oczekiwano, dlatego też zaczęto na poważnie zastanawiać się, jaki cel postawić sobie na kolejne rozgrywki. Dla kibiców odpowiedź jest oczywista – walka o mistrzostwo!

Faworytem w nadchodzącym sezonie wciąż pozostanie Legia, ale ostatnie lata regularnie pokazują, że w polskiej lidze każdy może wygrać z każdym. A skoro młodzi gracze Lecha rozwinęli się na wiosnę w bardzo pozytywny sposób i praktycznie wszyscy pozostali (jak na razie) w Poznaniu, to czemu na poważnie nie pomyśleć o 8. tytule mistrzowskim?

Z kadry „Kolejorza” ubył tak naprawdę tylko Chrystian Gytkjaer, król strzelców ekstraklasy, którego zastąpił jednak zbliżony pod wieloma cechami Mikael Ishak. Poza nim reszta jest do dyspozycji trenera Żurawa.

O odejściu Roberta Gumnego jest dziwnie cicho. Kamil Jóźwiak niby jest już jedną nogą poza klubem, lecz to ciągle nie jest nic pewnego. Jakub Moder i Jakub Kamiński na wiosnę stali się czołowymi postaciami zespołu, grając lepiej z każdym kolejnym tygodniem, a oprócz nich swoje możliwości coraz lepiej poznaje niesamowity pod względem wydolnościowym Tymoteusz Puchacz.

Środkiem pola świetnie rządzą dający odpowiednią dawkę doświadczenia Pedro Tiba oraz zimowy nabytek Dani Ramirez, a Lubomir Szatka – również na wiosnę – stał się liderem defensywy z prawdziwego zdarzenia. Kadra Lecha wygląda naprawdę dobrze, a jej celem powinien być dalszy rozwój, który w praktyce będzie oznaczał zażartą walkę o mistrzostwo Polski!


Czytaj jeszcze: Najbardziej szkoda jesieni

Pod sporymi znakami zapytania w Poznaniu stoją jednak dwie skrajne pozycje – atak oraz bramka. Wspomniany Ishak ma papiery, by zostać następcą Gytkjaera, lecz podczas pobytu w Norymberdze słynął z ciężkiej pracy, a nie ze zdobywania bramek. I co najważniejsze – w poprzednim sezonie odgrywał w niemieckim zespole marginalną rolę. Przychodząc do ekstraklasy wybrał ligę słabszą od 2. Bundesligi, w związku z czym strzelać powinno mu być łatwiej, ale wciąż istnieje ryzyko niewypału.

Kolejna kwestia dotyczy bramkarzy. Mickey van der Hart nie słynął z pewności między słupkami i niejednego gola „Kolejorzowi” zawalił. Było pewne, że Lech musi coś na tej pozycji zrobić, tym bardziej że holenderski golkiper w półfinale Pucharu Polski doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go na kilka miesięcy.

Dlatego też w Lechu pojawiło się dwóch nowych bramkarzy – sprowadzony z Holandii Filip Bednarek oraz „środek doraźny” w osoboe Chorwata Marko Malenicy. Dariusz Żuraw będzie miał więc pole manewru, a obaj powinni dać w naszej lidze odpowiednią jakość. Jeśli poznaniakom uda się zabezpieczyć te pozycje, ich drużynę będzie można określić – jak na polskie warunki – mianem kompletnej.


Na zdjęciu: Lech Poznań to drużyna z wielkim potencjałem do dalszego rozwoju.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus