Lech Poznań. Cieńka pierwsza połowa

Pomocnik Lecha Jesper Karlstroem nie jest przekonany, czy Radomiakowi należał się rzut karny.


Porażka w sobotę z Radomiakiem była drugą przegraną Lecha w tym sezonie. Pierwszym pogromcą „Kolejorza” była Jagiellonia, która wygrała w Białymstoku 1:0 po bramce Jesusa Imaza w 71 minucie spotkania. To było 24 września. Przez następne 2,5 miesiąca nikomu nie udało się zostawić Lecha z pustymi rękami i dopiero beniaminek z Radomia dokonał tej sztuki.

– Przegraliśmy ten mecz w I połowie – stwierdził niepocieszony trener lechitów, Maciej Skorża.

– Dwie stracone bramki, najpierw z rzutu karnego, a później wrzucaliśmy piłkę z autu na połowie przeciwnika i w fazie przejściowej nie potrafiliśmy zatrzymać Karola Angielskiego. Nasi środkowi obrońcy próbowali to zrobić, ale właśnie ta akcja pokazała, jak bardzo przegrywaliśmy w pierwszej części takaą walkę wręcz z piłkarzami Radomiaka. Myślę, że w tym aspekcie przede wszystkim upatrywałbym tego, że nie mogliśmy złapać własnego rytmu, a przeciwnik cały czas skutecznie nas wytrącał z rytmu gry i przerywał nasze akcje. Po zmianie stron wyglądało to już trochę lepiej, ale te dwie bramki dla rywali okazały się za dużo do odrobienia i przegraliśmy ważny mecz.

Pomocnik Lecha Jesper Karlstroem w Radomiu sprokurował rzut karny dla gospodarzy.

– Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo ciężki mecz – przyznał 26-letni Szwed.

– Nie wiem, czy to była nasza najgorsza I połowa w tym sezonie, ale bardzo wcześnie straciliśmy gola po rzucie karnym i przegrywaliśmy. Na pewno nie graliśmy dobrze, ale czułem, że mieliśmy kilka szans, które można było lepiej rozwiązać. Straciliś jednak gola na 0:2, to już była trudna sytuacja dla nas. Po przerwie próbowaliśmy, walczyliśmy, ale to było za mało, żeby powalczyć o choćby punkt. Rzut karny? Piłka dotknęła mojej ręki. Dostałem z bliska bezpośrednio w prawą dłoń, ciężko było cokolwiek zrobić w tej sytuacji, nie miałem czasu na reakcję. Zwłaszcza że byłem odwrócony tyłem. Jasne, normalnie, gdybym to widział, próbowałbym szybko zareagować. Sam nie wiem, jakie są przepisy, kiedy piłka uderza w rękę z tak bliska. Różnie do tego sędziowie podchodzą, w tym przypadku arbiter podyktował „jedenastkę”.

Napastnik „Kolejorza” Mikael Ishak w meczu z Radomiakiem strzelił dziesiątego gola w tym sezonie. 28-letni Szwed jest w tym momencie jedynym zawodnikiem w ekstraklasie, który może pochwalić się dwucyfrową liczbą bramek. O jedno trafienie mniej mają na koncie Erik Exposito (Śląsk) i Ivan Lopez (Raków).

Kapitan aktualnego lidera ekstraklasy w tym sezonie imponuje formą strzelecką. Ishak regularnie zdobywa bramki (strzelał w 9. spotkaniach ligowych) i dokładał dużą cegiełkę do zwycięstw drużyny z Bułgarskiej. 28-latkowi w obecnych rozgrywkach tylko raz zdarzyła się dłuższa przerwa w zdobywaniu bramek. Działo się to w potyczkach z Wisłą Płock (4:1), Stalą Mielec (0:0), Górnikiem Łęczna (1:1) oraz Piastem Gliwice (1:0). Niemoc strzelecka została przełamana w derbowym spotkaniu z Wartą Poznań (2:0).

Dla Ishaka to jeden z najlepszych okresów w karierze. Tylko raz miał na tym etapie sezonu więcej goli. Było to w sezonie 2017/2018, kiedy grał w 2. Bundeslidze w drużynie FC Nuernberg. Szwed zdobył wtedy w rundzie jesiennej 12 bramek oraz dorzucił do nich pięć asyst. Jego skuteczność strzelecka pomogła niemieckiej drużynie w awansie do Bundesligi.
Napastnik od początku bieżącego sezonu znajduje się w czołówce najlepszych strzelców ekstraklasy.

Gole Ishaka w rozgrywkach ligowych po rundzie jesiennej:
1. sezon 2017/2018 (FC Nuernberg) – 12 goli
2. sezon 2021/2022 (Lech) – 10 goli
3. sezon 2016/2017 (FC Randers, Dania) – 8 goli
4. sezon 2020/2021 (Lech) – 7 goli.


Na zdjęciu: Jesper Karlstroem przyznał, że przeciwko Radomiakowi lider zagrał słabo.
Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus