Lech Poznań. Czy znów będzie duma?

Trener John van den Brom wykazuje optymizm po swoich pierwszych meczach w Lechu, mimo że wyniki pozostawiają wiele do życzenia.


Z 7 dotychczasowych spotkań, w jakich Holender prowadził „Kolejorza”, drużyna wygrała tylko 2. Za każdym razem był to pierwszy mecz w europejskich pucharach, za każdym razem grany u siebie. Nie wystarczyło to jednak, aby w eliminacjach do Ligi Mistrzów przejść Karabach Agdam, który w Baku rozgromił poznaniaków. Na szczęście chociaż wystarczyło, aby przewyższyć Dinamo Batumi, mimo słabego remisu w rewanżu.

Być lepszym niż Pogoń

Tym razem Lech pierwsze spotkanie pucharowe rozegra na wyjeździe. Rywalem będzie Vikingur, mistrz Islandii, dla którego mistrz Polski będzie… już piątym przeciwnikiem w tegorocznej edycji. Jest to spowodowane faktem, że czerwono-czarni musieli wziąć udział w rundzie wstępnej eliminacji do Ligi Mistrzów, gdzie najpierw wygrali wysoko z estońską Levadią Tallinn, a potem – już minimalnie – z andorskim Interem Club d’Escaldes. Dopiero wtedy „Wikingom” umożliwiono grę w 1. rundzie el. LM, gdzie twardo postawili się faworyzowanemu Malmo. Szwedzi wygrali w dwumeczu 6:5, ale nie mieli łatwo. Na pewno nie tak łatwo, jak Karabach miał z Lechem…

Dlatego poznaniacy nie mogą lekceważyć pozornie słabszego rywala. To rzecz jasna truizm i stwierdzenie wytrych używane za każdym razem, gdy polski klub gra w pucharach w roli faworyta. Jednak że na Islandii można przegrać, przekonała się niedawno Pogoń Szczecin, ulegając 0:1 w spotkaniu z trzecią ekipą ubiegłego sezonu, KR Reykjavik. Na szczęście „Portowcy” mieli zapewniony odpowiedni bilans z pierwszego meczu, dzięki czemu awansowali. Na własnej skórze przekonali się jednak, że na twardych Islandczyków trzeba uważać.

Wynik to nie wszystko

Lech w tym sezonie przegrał walkę o Superpuchar, o fazę grupową Ligi Mistrzów i o… fazę grupową Ligi Europy. Jako że z tej drugiej rywalizacji odpadł w przedbiegach, może tylko pomarzyć o tym, co udało się ostatnio Legii Warszawa. „Wojskowi” dostali się do grupy LE, co ekstraklasowa drużyna może zrobić tylko odpadając z eliminacji do LM. No chyba że zrobi to tak wcześnie, jak Lech, który trafił od razu szczebel niżej, do eliminacji do Ligi Konferencji.

W dodatku „Kolejorz” cały czas czeka na pierwsze punkty w lidze. W dwóch rozegranych do tej pory meczach zaliczył dwie porażki – najpierw ze Stalą Mielec, a ostatnio z rozpędzoną na inauguracji Wisłą Płock. W Wielkopolsce wszyscy chwytali się za głowy, podczas gdy John van den Brom… przyjął zupełnie inną narrację.

– Wynik to nie tylko to, co widzimy na boisku – stwierdził słusznie.

– On się oczywiście liczy, ale to nie było wszystko. Mogę powiedzieć to, co powiedziałem też w szatni piłkarzom. Jestem dumny z drużyny za to, co próbowała robić. Jestem dumny, bo naprawdę walczyła o wynik. Mieliśmy trochę pecha, jeśli chodzi o wykańczanie akcji. Jesteśmy nieszczęśliwi z powodu wyniku, ale według mnie zasługiwaliśmy na więcej – mówił Holender po przegranej z Wisłą 1:3, a słowa te były komentowane w całej piłkarskiej Polsce.

Dwa dni wcześniej

Można oczekiwać, że w meczu z Vikingurem Lech będzie bardziej zmotywowany. Wydaje się, że podchodzi do tej rywalizacji odpowiednio skoncentrowany, bo na Islandii pojawił się już wczorajszego południa. Wcześniej poznaniacy udawali się na pucharowe wyjazdy dzień przed meczem, więc teraz dołożyli sobie dodatkową dobę na terenie rywala. Dzisiaj lechici zapoznają się z murawą stadionu, na którym jutro zagrają z mistrzem Islandii.

– W czwartek mamy ważne spotkanie. Musimy patrzeć przed siebie i walczyć dalej – zapowiedział van den Brom.


Na zdjęciu: Mimo porażki z Wisłą Płock, trener John van den Brom był dumny ze swoich piłkarzy.
Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus